Ruszyłam, biegiem oczywiście. Gdybym wystartowała z pełną moją prędkością to chyba by tamtą trójkę wyrwało z kapci. Co ważniejsze, na szyi mieli identyfikatory, z kodem Fioletowej fali. Cholerka, trzeba szybko do biura, a jeszcze jakieś 5 minut biegiem! Mimo wszystko biegłam z całych sił trzymając mocno dziewczynę.
-Rossa..- zaczepiła najdalej stojąca ode mnie niebiesko/zielono? włosa... Sama się zagubiłam...- Pamiętasz nas...?
Nie odpowiedziałam, a biegłam dalej, jak najszybciej oni mogli, bo ja bym tam była jak wysiedliśmy z tego metra... No nic udało się. Byliśmy w biurze. Chronionym przez demon, przytulnie, nieprawdaż? (^^) Bynajmniej, żadna magia, anioły czy komputery nie mogły wykryć nas dokładnie, dlatego zdecydowaliśmy się na ten krok. Pierwsze co, zanim się do kogoś odezwałam, czy coś... To usiadłam skrzyżnie i skupiłam się. Jakim cudem, zapomniałam ich imion? Nie wiem... Po minucie, z sekundnikiem w ręku wręcz, wstałam i przytuliłam trójkę... Przypomniałam sobie, jak bliskimi mi osobami są...
-Miku... Już pamiętam... Nie wiem czemu zapomniałam...- stwierdziłam cicho, zza rogu wyjrzał okularnik, jak szybko wyjrzał, tak szybko się wycofał, usłyszałam "Tupot (małych) stóp (2! już niedługo w kinach~)". Wiedział jakie są procedury, usunięcie znaczników, przesłuchanie, itd. Chyba się nie zorientował, kto przy mnie stoi, i myśli że ich oddam innym... Chyba sobie coś w czółko zrobił...- Feniks! Wracaj mi tu ale już!- kolejny tupot i okularnik stoi tuż przed moim nosem nim się spostrzegłam.
-T-tak dowódczyni?!- spytał takim głosem jakby zawału miał dostać...
Czarnowłosy, niski okularnik. Za to świetny informatyk i magik dalekiego zasięgu. Mundur... Hm... Zapomniałam już jak wygląda przez ten rok... Czarna marynarka, niczym... Hm... Marynarska? i czarne spodnie. guziki u marynarki oczywiście złote wraz z czerwonymi wstawkami. Sama projektowałam~
-Załatw, jakieś miejsce, trzeba zdjąć znaczniki. Przesłuchanie, zrobię osobiście.
-Ale trzeba ich przycisnąć! Nie powiedzą dobrowolnie wszystkiego!
-Rin, Len, przepraszam- przesunęłam się między nimi- A pomyślałeś- co z tego, że jest z metra cięty, i linie wzroku ma centralnie na moich cyckach- Że to moi przyjaciele? Jak ich przyciśniesz? Ciekawe jak długo przeżyłbyś ty, na moich przesłuchaniach, dwie, czy trzy minuty? A może od razu mam dzwonić po pogotowie, bo cię znokautuję? Hm?
-Prze..Prze...Przepraszam!-wykrzyczał i poleciał jak zawsze w stronę radarów.
-Rossa, co się dzieje?-spytał Len- Oni mówili że cię znają i że to na twoją prośbę...
-Nie słuchajcie tego... Wzięli wszystkich, czy tylko was?
-Wszystkich...-powiedziała niebieskowłosa, miałam już pytać gdzie ale ona ciągnęła dalej- 3 przystanki metra przed tym jak wsiadłaś, idealnie, jak wyjdziesz masz ten budynek.
Wzięłam głęboki oddech, i poszłam dalej, oni nawet bez znaku wiedzieli że mają iść za mną. Weszłam do głównego pomieszczenie, gdzie Feniks już dał cynk że jestem.
-Połóżcie się na leżankach, dobrze? Zaraz zdejmę wam te obroże...
Pomieszczenie, nietypowe dla ludzi, dla mnie normalka. Byliśmy na podwyższeniu z barierką, tam był mój kąt. Cztery leżanki, biurko komputer i inne pierdoły których aż szkoda wymieniać. Na dole, równiusieńko jedno obok drugiego ustawione szachowo pięćdziesiąt biurek. Ściana naprzeciw mojego kąta, była masą licznych wyświetlaczy czy radarów, którymi sterowały osoby z pierwszych dziesięciu biurek z Feniksem na czele. Kolejny raz głęboko westchnęłam, stanęłam przy barierce i już poważnie zaczęłam:
-Sara, raport, ilu ludzi na stanie, położenie wyjściowych.
-Ludzi 46, razem z panią. Grupa C, stara się zahamować wojnę rozpętaną przez fioletowych.
-Idealnie! Grupa szturmowa, przygotować na 3 zespoły, beze mnie! Cel: Blisko 60 obiektów do odbicia! Miejsce: zachodnia część miasta. Dodatkowy eksport do naszego położenia, nie szykować nikogo, kto ma zajmować się przesłuchaniami, zrobię to sama, jedynie kogoś kto będzie zdejmował z nich te ustrojstwa. Do roboty za godzinę ma być akcja! Póki jeszcze tam siedzą! Raz! Raz! Raz!
Dawno nie było mi dane tak krzyczeć. Ostatnia akcja w której mieliśmy kogoś odbyć była cicha, tylko na jedną osobę, którą straciliśmy... Mój przyjaciel, który pomagał mi w innym wymiarze, zastrzelili go, na moich oczach. Tyle pamiętam, potem mam dziurę w pamięci, i kolejne co pamiętam to pomieszczenie pełne krwi... Miałam tylko 16 lat, a prawdopodobnie zabiłam ich własnymi rękoma. Większość ludzi nie miałaby sumienia by zabić. A ja to robię bez najmniejszych przeszkód... Dlatego jestem demonem wśród tej grupy na dole, najszybciej zabije z nich wszystkich... Odeszłam od barierki i przysiadłam przy trójce. widziałam jak blondyni się bali, Miku leżała spokojnie, nie bała się. Postanowiłam zacząć od niej. "Obroże" które na sobie mieli, to tak naprawdę mieszanka zaawansowanej magii i elektroniki, ciężko je zdjąć, gdy nie było się w uniwersum zwanym "Naruto". Najlepiej, namieszać w elektronice i załamać magię chakrą, czyli manną... A więc położyłam dłoń na tym ustrojstwu i wystarczyło pięć sekund a obroża rozpadła się w pół. Zabrałam ją i zrzuciłam na dół Sarze, blondynom także ją zdjęłam w tym samym czasie, żeby nie było.
-Mamy wyniki!- oznajmił basowy męski głos- Cel porwania: Próba transportu dusz do świata wirtualnego lub androidów. Stworzenie idealnego AI (sztuczna inteligencja) . Priorytet typu H.
Czyli wysoki poziom ochrony... 3 zespoły nie przeżyją... Zmiana...
-Zmienić plan! Feniks! Ty razem z 9 komputerowców zostajecie! 3 drużyny transportują. Pozostała 5 czyli ja też idziemy na akcje. Stawić na ochronę i szybkość, jeśli dacie radę bezwzględność.
Czyli co, na dzień dobry akcja... No cóż do roboty!
***
Połowa akcji za nami. Choć w sumie nie, prawie cała. Większość akcji polegała na tym że zajmowałam tych idiotów, a reszta zabierała obiekty badań... Oni są dziwni... Tworzą wojny, eksperymentują na osobach z innego wymiaru jakby, oni nie byli także ludźmi. Igrają z ogniem... Właśnie ogień... Ach, nie powiedziałam wam jeszcze? Właśnie staram się znokautować chociaż, lepiej zabić około 17 ludzi... Blok, blok, strzał, cios, blok, strzał, cios, blok, strzał, strzał. Czy ja do cholerki straciłam całkowicie cel?! zawsze pudłuję...Czemu nie wzięłam mieczy, no czemu, powiedzcie mi czemu? Dawno byłoby po wszystkim... Chwila... Ten Fioletowy... Co on takiego... czyżby miał katanę?! Samuraj, parasol... Parasol! Usłyszałam kilka strzałów, które padły w moją stronę. Zwinnie ich uniknęłam i pomknęłam w jego stronę.
-Pożyczam.- stwierdziłam krótko i wyrwałam ostrze przytroczone do jego pasa.
Oj, dawno, dawno się tym cudeńkiem nie bawiłam. Na szczęście jest w dobrym stanie... Podniosłam ostrze nad głowę, trzymając je w oby dłoniach. Jeszcze chwila, 3 metry to za daleko... Dwa... Półtora... Jeden... Pół! Teraz! Szybkim ruchem pociągnęłam ostrze w dół i... Matko nie chcę tu wam opowiadać, jak to przecinam go na pół, więc powiedzmy że przedarłam misia na pół (^^). Gdy czubek katany był około 15 cm nad ziemią, zatrzymałam się. Obróciłam broń w dłoni, tak by naostrzona strona była skierowana w prawo, lekko do góry. Jak petarda zmieniłam pozycję i skoczyłam, nie muszę chyba stwierdzać, że cięcie było perfekcyjne. Od ostatniego ciała się odbiłam i wykończyłam pozostałą 10. Wszyscy? Chyba tak... Oddychałam szybko i ze świstem. Lewym nadgarstkiem przetarłam prawy polik z krwi poległych. Powoli opuściłam miecz, i stanęłam spokojnie.
***
Po akcji... Szybko poszło... I w miarę bezpiecznie, dla nas... Co tu długo mówić? Znalazłam dla nich kolejny bezpieczny wymiar i odesłałam ich tam. Tym razem byli przez nas obserwowani i bezpieczni. Wcześniej rzadziej podejmowali działania... Chyba szef im się zmienił czy coś w podobie... Co chwila musimy wysyłać kogoś w pościg za nimi. To do jednego to do drugiego świata. W końcu, to jedna ogromna wojna. Jedna rzecz mnie zawsze dziwiła. Dlaczego... Dlaczego takie słabe istoty jak my? Dlaczego takie słabe manekiny, jakimi jesteśmy, dostały moc, którą mogą wszystko ocalić, i ochronić, albo zniszczyć doszczętnie? Czemu na przykład nie jakiś elf, ze świata obok, zrobiły by to mądrzej... Gdzieś jest na to odpowiedź, tylko trzeba ją znaleźć...
***
Otworzyłam lekko oczy, w mojej fantazji. W świecie z moich snów. Dlatego rzadko jestem w biurze, najczęściej siedzę tu... Czym to się różni, od mojego pierwotnego, i waszego świata...? Otóż, w pewnym momencie człowieka tu, może on wybrać- skrzydła lub magię. Oczywiście, magia bardziej opłacalna, możesz rzucić czar i latać, ale jest ona dużo bardziej skomplikowana. I nie każdy może jej używać. Oczywiście, ja mogę... No i nie jesteśmy do końca ludźmi... A Elfami. Typowa kraina czarów gry. Nie ma tu za dużo elektryki, tyle co światło. I tyle, tak to jest to raczej średniowiecze. Sporo potworów z legend i innych. Można odpocząć, można się wyżyć, można polatać. Jak dla mnie świat prawie idealny. Brakuje mi tu tego co zginął pięć lat temu. Chwila... Dziś rocznica... Pójdę do niego. Z pomocą innych przeniosłam go tu i pochowałam, zaledwie kilometr od naszego domu. Tutaj, tutaj jestem blondynką. Długie blond włosy, dzień w dzień splatam w warkocz. Ogółem ubieram się też na fioletowo, bo czemu nie, skoro pod kolor moich fioletowych oczy, to co? Fioletowa krótka spódniczka, i pod spód czarne równie krótkie getry. Jasnoniebieska bluzka z rękawem 3/4 i napierśnik. A na to długi, ciemnoszary ( Z fioletowymi wstawkami oczywiści) płaszcz sięgający mi prawie do ziemi. Wyszłam z piętrowego domku, i poszłam. Poszłam w stronę kamienia pamięci, w którego okolicy chowane są ciała poległych. Idąc na miejsce zerwałam trochę tulipanów- uwielbiał je, szczególnie gdy były żółte. Mówił wtedy coś w stylu "Przypominają mi twoje włosy, dlatego je kocham". Nie zauważyłam kiedy, a zaczęłam płakać. Ogromne krople łez mozolnie spływały po moich policzkach, a następnie spadały na ziemię i znikały w niej. Nie zauważyłabym, gdyby nie drobny puszysty zwierzak, który poklepał mnie w kostkę. Podobny do wiewiórki, ale nią nie jest. Kucnęłam, i wzięłam stworzonko na rękę.
-Przepraszam, zmartwiłam?- pisnęło nieznacznie, i pogłaskało mnie po poliku, tu większość jest tak potulna i przyjemna, część jest nieznośna, na przykład ogr- Chcesz iść ze mną?- w odpowiedzi wbiegł mi po ręce i przysiadł na ramieniu, to chyba znaczy tak, wstałam i ruszyłam powoli dalej- Zatem chodźmy.
Rzadko mimo wszystko się zdarzało, że jakiś zwierzak przyszedł do ciebie sam, no wykluczając jego. Co rusz przyprowadzał takie pluszaki do domu, z czego byłam szczęśliwa. Dotarliśmy. Ogromny strzelisty kwarc. Nazywany Kamieniem pamięci. Położyłam pod nim bukiet tulipanów, a jednego mniej więcej tam, gdzie spoczywa on. Gdy stałam tuż przy pomniku, zwierzę zeskoczyło ze mnie. Podeszło do bukietu i zabrało stamtąd jeden kwiat, odgryzł większość łodygi i znów wbiegł mi na ramię. Starannie, powoli i delikatnie umieści kwiat w moich włosach, uśmiechnął się i:
- Pipipipipi mo tomo halo, soo ski.- powiedział po swojemu. Miałam wrażenie że mówił to co on...
-Dziękuję...- uśmiechnęłam się słabo i spojrzałam w górę, na szczyt wielkiego monumentu- Braciszku, chyba znalazł się ktoś kto stara się ciebie zastąpić... Po za tym dawno się nie widzieliśmy, nie mogłam przyjść wcześniej. Musiałam uratować moich przyjaciół z rąk tych co cię zabili. Spring, braciszku, brakuje mi ciebie...
Wtedy zerwał się dziwny wiatr, zrywał płatki wszystkich kwiatów, tylko nie moich tulipanów, one spokojnie leżały. Zerwała się w sumie razem z tym wiatrem, dziwna burza kwiatowa... To chyba od niego? Bynajmniej wolę tak sama do siebie mówić. Mój, przybrany starszy braciszek, najlepszy przyjaciel- Spring. Kochałam go... Miał bardzo jasne włosy wpadające w zieleń, w sumie to biel z dozą zieleni. Dla kontrastu oczy miał czarne. Ubierał się na brązowo i zielono. Kochał przyrodę, i żółte tulipany. Osoba tak spokojna, że każdy zwierzak który go ujrzał zaczepiał go. Wtedy w naszym domu było naprawdę dużo lokatorów, i było też wesoło. Teraz jestem sama, w ogromnym piętrowym domku z jeszcze większym podwórkiem. Uśmiechał się na każdym kroku, większego optymisty jak słowo daje nie znajdziecie... Brakuje mi go... Odwróciłam się i żegnając się z nim w myślach poszłam w stronę domu. Szybko zasnęłam, gdy obudziłam się rano puszysty stworek siedział na moim biuście... Okej, nic nie mówię...
-Skoro nie odejdziesz, to jakieś imię by się przydało, prawda?- przytaknął, będzie łatwo się z nim dogadać.- Hm... Puszek?- zaprzeczył- Koko?- też- Burn?- też- To jakie?!- spytałam lekko podirytowana.
-S... Sbri... Spri...Sprin...
-Spring?-spytałam cicho, widząc jak ciężko mu to wydukać, ten przytaknął- Braciszku, ktoś naprawdę chce mi cię zastąpić...- zaśmiałam się i wstałam powolnie- Zatem śniadanko, Spring, śniadanko!- powiedziałam w śmiechu po czym za zwierzakiem na ramieniu powędrowałam do kuchni.
~*~
Był edit... wcięło mi akcje z wyborem imienia, a wtedy jakoś bardziej mi się podobało... No nic. Jak pierwszy rozdział? jak bardzo spitoliłam całość? :P