niedziela, 8 maja 2016

Hikari ni Sekai ~ Rozdiał 5: Powrót przyjaciela

      Po skuciu chłopaka z odruchu opatrzyłam jego ranę. zawiązałam na nodze szczelnie materiał, po czym posadziłam go na Springu, a sama usiadłam za nim.
-Pójdź do namiotu...- zwierzak spojrzał się na mnie smutno- Mam nadzieję że ktoś tam już czeka... Czuję się coraz gorzej...- On zemdlał z powodu ubytku krwi, a ja z powodu wciąż tkwiącego we mnie zatrutego sztyletu. Nie wiem co się działo ale obstawiam, że szybko zabrali nas do kwatery głównej i Sakura już tam była. Chłopakiem mogli się zająć moi ludzie, przez co on został uleczony szybciej jak ja.
      W momentach kiedy się budziłam, pytałam się czy on żyje. Kiedy otrzymałam informacje potwierdzającą, nakazałam zamknąć go w naszej celi na takich jak on, i zawiązać oczy białą szmatką. To było dla jego dobra... Długo wracałam do siebie bo prawie miesiąc. Trzy, a w sumie cztery osoby siedziały obok mnie przez cały czas trwania kuracji. Oczywiście, blond śpiewaki które, same przez pierwszy tydzień leżały i spały- regenerowały siły. Mój mały pluszak- czytaj jako: Braciszek. No i Feniks, który co chwila przychodził sprawdzać jak się czuję.
       Jest on  moim zastępcą. Dlatego w razie gdyby jednak coś się ze mną stało on przejmuje dowództwo. Jest do tego najlepszą osobą spośród wszystkich. idealny logistyk, rozplanuje prawdopodobne zagrożenia czyhające uniwersum, bierze poprawki na wszystko. Przewyższam go tylko w rozplanowaniu bezbłędnego ataku.
       Gdy byłam już zdrowa postanowiłam przesłuchać delikwenta. Gdy podeszłam do celi znów słyszałam łkania i rozpacz chłopaka.
-O-ona się martwi... Będzie jej smutno... A tyle jej pomagałem... Rossa, przepraszam cię... Za wszystkie moje ewentualne kłamstewka, za moją oschłość, za to że nie miałem czasu...- W oczach zebrało mi się na łzy, chciałam podejść i utulić go, po czym powiedzieć że jestem tu i jest bezpieczny... Ale w ostatniej chwili wezbrała we mnie wściekłość za to co chciał zrobić mnie, i wiosce pod moją opieką. Wycofałam się w tył, i zniknęłam w swoim biurze. To był pierwszy dzień gdzie pozwolili mi wstać, i przejść się kawałek. Ku mojemu zdziwieniu, na moim kawałku podłogi urzędował tylko Spring... No tak, trzeba pójść z nim do kryształu.
       Zaczęłam zastanawiać się nad sposobem przesłuchania tego gnoja... Po dłuższej bitwie z własnymi myślami, zatwierdziłam poniekąd plan zemsty.
-Zwiększyć rację żywnościową. Przygotować do przesłuchań za 72 godziny.- wydawałam krótkie komendy do mikrofonu- Przesłuchuje nasz nowy... Który nie jest takim jak my, ale nieśmiertelny, już jest... Pójdę po niego.
       Skupiłam się, i pociągnęłam wyprostowaną ręką przed sobą. Rozcięłam powietrze przez co wyłonił się portal. Wzięłam brązową kulkę na ręce i postawiłam jedną nogę w przestrzeni bliżej nieokreślonej, ale obstawiam że to mój dom w uniwersum zwierzaka.
-Rossa, NIE! Jesteś za...!- nie zdążył bo zniknęłam w innym wymiarze.
-... Za słaba... Tak, wiem dziękuje za troskę, kolejny portal otworzę dopiero za siedemdziesiąt godzin.- mówiłam pewna że panikarz mnie słyszy...
-Problematyczny z ciebie szef...- wydukał- Niech ci będzie! Ale ni minuty wcześniej!- rzucił lekko zdenerwowany. Podśmiewałam się pod nosem.
-Dziś się przeforsuje, ale opieka przez te 69 ( mmm... Wiem o czym myślicie xD ) godzin będzie perfekcyjna!- odpowiedziałam z uśmiechem, choć i tak mnie nie widział- Spring idziemy!
       Tak, dobrze myślicie, chcę go ożywić. I tak, on ma go przesłuchać, z moją pomocą, ale... Nie wiem czy jestem gotowa znów usłyszeć ten aksamit głosu, który wspierał mnie niezliczoną ilość razy... Rzuciłam czar i wzniosłam się w górę. Od mojego domku to przeszło 10 kilometrów!  Lotem będzie szybciej! Wylądowałam pod kwarcem, a mój płaszcz delikatnie opadł, i okrył najbliższe otoczenie, dosłownie po dziesięć centymetrów...
       -To co? Masz siłę by uspokajać bobra?- zaśmiałam się, ten w odpowiedzi stanął przy krysztale i go dotkną- Rozumiem przekaz...- wzięłam głęboki wdech po czym, wyciągnęłam przed siebie rękę i skupiłam w niej energię?- Gotów? Zaczynam. Mobiya reinkarnasyon sa iyang lawas mopasaylo milabay nga namatay sa wala pa ang mga tuig. Unsay nawala tuig sa wala pa. Bumalik ang iyang lawas, kalig-on ug ang panahon nga nahibilin kaniya. Kamatayon amot alang sa dalan mohatag sa ilang kinabuhi nga gusto sa molungtad. Ug ang kinabuhi, makadawat sa siga sa kalayo mapalong, nga kainit nabuhi. (Reinkarnacjo odstąp swego, ciało daruj temu co zmarł przed latami. Co znikł przed latami. Wróć mu ciało, siłę i czas mu pozostały. Śmierci oddaj swe żniwo życiu, które chce trwać. I o życie, przyjmij płomień wygasły, który ciepłem ożywiłam.- macie moje pobdakiwannia na polski xD)
        Zwierzaka ogarnęło zielonkawe światło- kolor jego włosów, to było najlepsze określenie. Biel pobrudzona zielenią, która znikała. Jej pogrom zmniejszył się jedynie do brudnych włosów chłopaka. Był w ubraniach więziennych Fali, i obroży. Ruchem dłoni, nakazałam mu podejść i zdjęłam z niego to ustrojstwo. Sama nie wierzyłam że znów go widzę, mogę usłyszeć jego śmiech, głos, zajrzeć głęboko w oczy. I mieć serdeczny dość zwierzaków w domu, które i tak kocham...
       Siedziałam po turecku, więc wstałam powolutku, o wątłych kolanach wyciągnęłam rękę przed siebie. Nie kazał mi czekać długo. Chwycił mnie i utulił, objął moje barki swą prawą dłonią. Lewą rękę ułożył na mojej głowie, przy okazji przyciskając łokciem moje łopatki do jego ciała. Jego czarne oczy były szare, wycieńczone, a po za tym pojaśniały od gorzkich łez które aktualnie zstąpiły na nas jak grom z jasnego nieba. Wtulił nos w moje ramię i zamknął oczy.
-5 lat to za długo...- powiedział po czym przytulił mnie jeszcze mocniej. Jedynie oplotłam jego pas, i skryłam twarz w szaro-fioletowym uniformie który aktualnie na sobie miał- Zdecydowanie... Za długo...
       Staliśmy tak jakiś czas, no dobra dłuższy czas. Po tym jak w końcu odsunęliśmy się od siebie i spojrzałam w jego stronę, to jego ciało, nadal było tak poturbowane jak przy tamtym wydarzeniu, słabe... Zdjęłam z siebie swój płaszcz i zarzuciłam go na niego, nie pozwolę mu tak tu chodzić. Jednak, nie na nogach wracaliśmy do domu. A na kłębie magicznego latającego pyłu, który zawiódł nas na miejsce w jakieś 40 minut, a nie parę godzin...
       Ubrał się w swój sweter, gruby puchaty, żółty sweter i jeansy, które przytargałam z mojego świata... W milczeniu pokazał mi się już umyty i ubrany, trzymając w ręku te ciuchy.
       Skwierczenie ognia, i trzaski elektroniki, towarzyszyły popijaniu kakaa. Siedzieliśmy na kłodzie, w sumie to on siedział, a ja w fioletowym sweterku, połowicznie leżałam oparta o niego. Było już grubo po zmroku, co za tym idzie robiło się zimno. Z uwagi na to że ciepło ognia z ubrań i elektroniki w niej zawartej oraz trzech kłód nie jest za duże, mieliśmy plecy okryte kocem. Zimno wpatrzeni ogień, patrzyliśmy jak zanika ostatnie wspominki o okropnej przeszłości.
­-Wiem... Nie powinnam... Ale czemu cię wzięli? Czego chcieli? Kto to wtedy zrobił? Widziałeś co zrobiłam?- przerwałam tym już około godzinną ciszę. I szczęście, i strach przed kolejną rozłąką wywierały na nas takie zachowanie.
-Wowowowo... Skarbie, za dużo pytań. Zacznijmy od po co. Dobrze?- wziął głęboki oddech- Bo mam tę moc co ty. Umiem otwierać te dziwne przejścia, ale za cholerę sie nim posługiwać. To jakieś portale, czy cu?- nie zostawił nawet chwili na odpowiedź, ciągną dalej- Chcieli mnie albo 'przywłaszczyć' albo zabić. A zrobił mi to ten, którego postrzeliłaś... To ktoś ważny, prawda? Normalnie zabiłabyś go jak tamtych... No i tak... Widziałem twoją furię... Widziałem większość, od jakiś 3 lat nie. Bo dotknąłem reinkarnacji, no i stałem sie ognikiem, postanowiłem cię znaleźć za wszelką cenę.... Dodatkowo, wiesz, że czar ożywienia, może wykonać tylko najpotężniejszy magik stojący na tej ziemi... Prawda?- pokręciłam przecząco głową- Oznacza to, że moja siostrzyczka jest najsilniejszą...
-Co?- spytałam z niedowierzaniem, po chwili odrzuciłam te myśli- Musisz kogoś poznać! Mamy nowego magika w wiosce! Musisz go poznać, od troszkę innej strony, Spring, ty zwierzaczku ty mój~- zażartowałam on go przecież zna, to Aruki oczywiście. Raczej to chłopiec pozna chłopaka.
       Po jakimś czasie zielonowłosy zagasił ognisko, i zaprowadził mnie do domu, jakoś tak ciężko mi było wstać... Zaprowadził do łóżka i pozostawił na chwilę, potem wrócił w swojej pidżamie, i z lekkim uśmiechem spytał.
-Jak za dawnych lat?
-Jak za dawnych lat.- odparłam i wsunęłam się w głąb łóżka, po czym czarnooki ułożył się obok.
-Tęskniłam/em- powiedzieliśmy sobie do ucha jednocześnie- dobranoc...- ostatnie na dziś przeznaczone słowa otuliły nas błogim snem.

~*~
Bo ja nigdy nie pisze to co powinnam. Ja piszę zawsze to na co mam wenę, a to było już... Ohohohoho i jeszcze dłużej... Tylko mam słabe łącze i tak jakoś ciężko mi się zbierało na przepisywanie tego na telefon i poprawki i wstawienie... Przyszedł wujo zabrałam mu transfer danych i tak oto jest~
Wszystko powoli się pisze, a Gami nadal zawieszone.

niedziela, 14 lutego 2016

Listy między nami ~One Shot na walentynki~

 Proste słowa... Zapewne otrzymujesz je co dnia... Od innej, za każdym razem, w innej czcionce, inaczej opisane- jednak wciąż to samo. Czy mój list wybije się spośród innych? Nie. Tak, jestem pesymistką, ale ja na to mówię realizm. To się robi nudne. Kiedy twoi znajomi mają milion razy więcej tych głupich świstków, są piękniejsze, lepsze. Masz mniej. Ale i tak, masz już tego dość... Jedni wszystkie niszczą, inni wszystkie czytają... Ja... Co ja bym zrobiła? Odpisała. Ale nigdy nie dostałam czegoś takiego, i nie dostanę tego, zapewne nigdy. Po co się kłopotać? Dla takiej szarrej nic niewartej myszy, która umie coś napisać, i tak nie za dobrze, ma słomiany zapał, jest gruba- bo chora. Słaba psychicznie wymagająca wsparcia... O nic cię nie proszę, no po za jednym... Uśmiechnij się! To teraz przejdę do rutyny... Mogę być jak inne, prawda? KOCHAM CIĘ! NIE ZNAM ALE KOCHAM! Czy coś w tym złego? Nie wiem. Ale wiem, że będę cię wspierać nawet bez twojej wiedzy... Stać mentalnie tuż obok... Obiecanki cacanki... Czyż nie? Jeszcze raz, pamiętaj że twój śmiech do mnie zawsze dotrze... Wesołych Walentynek!
             Zgięłam kartkę w pół, i wraz z drobną czekoladką w kształcie serducha wpakowałam do błękitnej koperty. Mam już serdecznie dość różu, czerwieni i podobnych. Więc dodam trochę chłodu bo tak mogę i nikt mi nie zabroni. Mimo tego że wiem, jak to się skończy- utonie w całej reszcie, nie łudzę się. Po prostu, robię to dla siebie. Nie będę miała wyrzutów że nic nie zrobiłam w kierunku szczęścia... Może jednak... Coś... Głupia!- pomyślałam chwilę potem i uderzyłam siebie po policzkach w skarceniu.
             Od paru lat za drobną opłatą istnieje poczta marzeń. Co to takiego? Nie wie nikt. Jednak powszechnie wiadomo, że list dochodzi do odbiorcy, nawet gdy nie istnieje... Jak to możliwe? Magia? Nowy pierwiastek? Portal? nie ważne... Chcę mieć takie sama... Polazłabym bóg wie gdzie, i cieszyłabym się wieczną magią... Mogą przesłać paczki, listy... A nawet ludzi... Tyle że wtedy to kosztuje miliony. Taki delikwent nie może powrócić, zawsze jest wysyłany list, że żyje. Wszystko może być kłamstwem, a tylko losowe sztuki mogą otrzymać odpowiedź od jakiegoś znawcy charakteru... Wszystko możliwe... jednak nadzieja umiera ostatnia. Prawda?
             Spojrzałam się w rozgwieżdżone niebo i uśmiechnęłam się krucho. Czemu serce bije jak szalone? A ja jestem roztrzęsiona? Skoro wiem że to się nie uda? Ah... Miłość nie jest mym sprzymierzeńcem i tym razem też musiałam się poryczeć co? Rano wyślę ten list...
             Jak mówiłam tak zrobiłam... Nadal mam nerwy! Jestem czerwona! Pani z poczty była miła... Ale... Ale... I tak to za wiele! Zsunęłam się po ścianie mojego pokoju i skryłam twarz w kolanach. Ciekawe jak to się skończy...?

*Yukine's pov*

             -Yukine! Idź po te moje listy! Walentynki! Trzeba czekoladek poszukać!- znów krzyczy... Co on leci na czekoladę? Chociaż je czyta, ale no... Jak tak można?
Jest zabujany w Hiyori, ona w nim... Kofuku już kombinuje jak ich spiknąć, ale w takich momentach jak na niego patrzę to mi się odechciewa... Ja pewnie kolejny rok bez listu co? Wstałem powolnie, i skrzętni omijając każdy najmniejszy list poszedłem do skrzynki. Gdy ją otworzyłem miałem wrażenie jakby wybuchła bomba atomowa. Wszystko wystrzeliło jak z procy i sparaliżowało wszystko dookoła! Wszystkie pakunki były różowe, albo czerwone, po niektóre białe. Odkąd Takamagahara [dopisek autora: Czyli niebo w noragami~] otworzyła pocztę między wymiarową by sobie dorabiać, Yato otrzymuje najwięcej listów... Kufuku, i Daikoku też coś dostali. Mnie chyba nienawidzą... Westchnąłem ciężko i zacząłem zasypywać boga nieszczęścia listami i paczkami.
Po wszystkim usiadłem obok bunkra boskiego z papieru i nic. Nudzę się nie mam co robić...
-Yukki, szukałeś czegoś dla siebie?- spytała mnie znienacka Kofuku.
-Po co... Skoro mnie i tak jak w zeszłym roku tu nie będzie?-spytałem. Niby mi pasuje, jednak tak trochę smutno...
-To otwórz któryś z moich!- stęknął niebieskooki- Sam wszystko będę rok otwierać, a wtedy dostawa kolejna.... Miej serce Yukine!- jak zawsze...
             Sterta listów... Przyjrzałem się dokładnie i wybrałem inny. W niebieskiej kopercie. Napis jaki ukazał się moim oczom rozpalił nadzieję w moim sercu. Chyba... śnię...
-L-list... do mnie?- spytałem sam siebie niedowierzając.
-MÓWIŁAM!-krzyknęła uradowana różowowłosa -MUSIAŁO COŚ BYĆ!
             Czym prędzej otworzyłem kopertę, przed czym starannie kilka razy przestudiowałem adres, gdyby się zagubił. Już wiedziałem że będę chciał odpisać. Przeczytałem go kilka razy, za każdym razem zwracając uwagę na łzy jakie były w jednym miejscu. Popłakała się...? Tym bardziej muszę jej odpisać!
Em... Hej? Przepraszam... Nie wiem co napisać... To... Od początku? Byłoby najlepiej, głupie pytanie. To, myliłaś się. Twój list jest pierwszym jaki otrzymałem. Yato ma ich górę i szuka w nich czekoladek i je czyta. Odpisał na dwa? Czy coś... To... Dziękuję? Czy to odpowiednie słowo? Nie wiem? Wiem że, jak przeczytałem słowa "KOCHAM CIĘ" zrobiło mi się ciepło na sercu, a w oku zakręciła cię łza. Czy cię pokocham? Nie wiem. Ale nie za wygląd, za to kim jesteś.Na pewno masz większe szanse, jak ktokolwiek inny ;) Dziękuje za czekoladkę, ode mnie dostajesz lizaka truskawkowego <3 Uwielbiam! I proszę... Nie wysyłaj mi nic słodkiego, po za listami, tym razem ja dorwałem się do słodkości, ale następnym razem zapewne Yato ją zabierze... Opowiem ci coś o sobie... Ale pewnie już to wiesz... Więc [...] to na tyle. Opisz mi swój charakter, tak jak siebie widzisz, co lubisz a co nie, jak minął ci dzień... Chętnie utrzymam z tobą konwersacje. A, jeszcze jedno... Nie płacz, bo sam tam przyjadę, i cię pocieszę! Buziaki, maluchu ^^


 PARĘ TYGODNI PÓŹNIEJ

*Nadawczyni pov's*

             Dostałam list zwrotny! O matko! O matko! To istnieje...- taka była moja pierwsza reakcja. Teraz piszemy ze sobą regularnie, dzień w dzień wręcz. Co dzień rano zanoszę list, wieczorem otrzymuje odpowiedź i odpisuje.... Yukki raz na jakiś czas wyśle mi drobne bym mogła opłacić wysyłkę. Nie jest to wiele, ale to miły gest... Kolejny dowód na to, że jeśli zrobimy krok do przodu możemy jedynie zyskać. Ciekawe, jak bardzo byłabym przybita, gdybym tego nie zrobiła? Chyba on też się we mnie zakochuje... A wszyscy mówią że to niemożliwe...

~*~
Późno, wiem... Ale jest! Shocik walentynkowy! W końcu moja miłość do Noragami została uwolniona <3 A konkretnie to do Yukkiego <3 Praca jest KONKURSOWA <3 Organizowana przez Natsumimanga.com ~Klik do konkursiku <3 ~

czwartek, 4 lutego 2016

Sekai no Hikari ~Rozdział 4: Ochrona

      Akcja, akcja, akcja- szeptałam bez przerwy pod nosem. Jakoś nastroić się trzeba. Zwierzak wciąż w swej ogromnej postaci patrzył bez przerwy na ręce Feniksa. Biedak drżał przy każdym wydechu braciszka. Bał się że zaraz trzaśnie ogniem i na głowie zostanie mu jeden, jedyny tlący się włosek. Sam taki obraz byłby dość śmieszny, biorąc pod uwagę że jego głowa jest idealnie okrągła...
      Podeszłam do puszystego stworzenia i poklepałam je pociesznie po garbie. Spojrzało się na mnie naburmuszone. Jakby, wzrokiem który kazał coś sobie przypomnieć...
-Mam! Feniks, pamiętasz jak złożyłeś obietnicę Springowi?- wyrwałam.
-Złapał się pierwszego lepszego chuchra i kazał się tobą zaopiekować i ?
-Spring stoi przed tobą. Może nie we własnej skórze, ale we własnej duszy~ Pewnie chce się dowiedzieć, co się działo przez 5 lat....
-A! T-to trzeba było od razu!- oderwał się od monitora i spojrzał na brunatną kulkę siedzącą tuż obok- E!?
-Energi mu zabrakło- burknęłam krótko.
      Wzięłam więcej powietrza w płuca, i znów zaczęłam sprawdzać mój ekwipunek. Spluwa automatyczna z pociskami paraliżującymi- jest. Kilka par kajdan- jest. Są podobne do tych co używają nasi przeciwnicy, no ale~ Różnica jest obecność demona w naszych.  Miksturki na żywotność, i na osłabienie wroga- są. Moje kochane dwa mieczyki też są, ale bez nich to ni rusz. Bicz- tego mi brakuje! Hm... O! Spadł na ziemię! Podniosłam go, i odhaczyłam na memorycznej liście jego obecność. Wszystko jest, ubrałam się w ekwipunek, i ze smutkiem stwierdziłam że jest ciężki. Natychmiastowo rzuciłam czar przyspieszenia. Zwierzak popatrzył się na mnie z niedowierzaniem- trwa on do zdjęcia, ale przez to męczę się szybciej. Zawsze kiedy chciał go użyć- zabraniałam. Za wiele energii kosztowałoby go to. A nie powiem- że miał jej dużo mniej jak ja.
      -Alarm! Alarm!- rozbrzmiał systemowy głos auto-obronny, a wszystkie światła zaczęły migotać ostrą czerwienią- Wykryto portal! POWTARZAM! WYKRYTO PORTAL! Przewidywany czas 40 sekund. Częstotliwość 300Hz! ALARM! POWTARZAM SEKWENCJĘ!- zanim miły głos ciągną dalej ja już byłam daleko po za namiotem. Wstrzyknęłam odpowiednią ilość energii mojemu kompanowi, i dosiadłam jego garba. Na każdą osobę przechodząca przez portal potrzeba około miliona herców. Stawiam na około 10 osób.
      Wiedziałam że portal będzie przy klifie- najkrótszej drodze do kryształu. Na wszelki wypadek postanowiłam dobrnąć do celu tak, by mieć tę drogę na oku.
      Gdy byłam już około 20 metrów od klifu, poczułam zapach Portalu. Jest on bardzo specyficzny, jakby, węglowy? Nie umiem powiedzieć. Odruchowo spojrzałam w odpowiednią stronę. Był. Był tam zielono-niebiesko-fioletowy portal. Ale jak to? Mam jeszcze 10 sekund? Wytężyłam wzrok. Raz... Dwa... Trzy...Cztery... Pięć... Sześć... Po chwili portal się zamkną. Sześć? Tak mało?
-Drużyna A na wioskę. Ja jako drużyna B idę po kryształ.
Miło słyszeć, że będzie zabawa. Mają około 300 metrów w obie strony. Szepnęłam informacje do mikrofonu. Pięć osób idzie na wioskę, bez problemu, nawet blondyni by ich rozłożyli na łopatki, bez większego i zbędnego wysiłku. Uśmiechnęłam się szyderczo. Pewny siebie? Czy tak silny że jest zespołem jak ja? Przeskanowałam wzrokiem jego widoczny ekwipunek. Miecz, pistolet plazmowy, i o zgrozo, kajdany... Te naszyje, osłabiające... Hm... O ile pan w czerni nie jest mi straszny, moge bać się pistoletu, póki nie strzeli i nie spudłuję nie znam jego zasięgu i działań. Chłopk ruszył , a ja już bez zbędnych ceremoniałów za nim.
      Po średnio 10 sekundach wystrzelił w moją stronę pocisk plazmowy. Na szczęście uniknęłam go. Niebieski- przenoszący, prawdopodobnie di ich bazy. Oh, jakbym ja tak się tam znalazła... To... Uhuhu! Biedna główna baza. Blondyn nie przerwał biegu. Parł na przód z całą swoją prędkością. Szybki, szkoda że mam te toboły.... Spring prawdopodobnie go rozpoznał, i spluną nań ogniem.
-A TEN LAS! UWAŻAJ TROCHĘ!- krzyknęłam na zwierzaka i pobiegłam szybciej. Chłopak jakby powstrzymywał się od walki. Gnał dalej w stronę kryształu.
-Dość łaski!- krzyknęłam po czym pobiegłam jeszcze szybciej, chwyciłam prawe ostrze, i wyprowadziłam cios z nad głowy, celując w ramie chłopaka. Przewidziałam blok. I dobrze zresztą. Chłopak wywinął się do tyłu i szerokim na około dwadzieścia centymetrów mieczem zatrzymał cięcie dla niego prawdopodobnie śmiertelne. Mierzyliśmy się wzrokiem przez przeszło sekundę, to co ujrzałam strasznie mnie zszokowało. Kiedy jeszcze wisiałam w powietrzu, zamachnęłam się nogą i kopnęłam go w brzuch. Kaszlną i odbiliśmy się od siebie, na średnio 10 metrów.
-Wiesz...- zaczął lekko złamanym głosem po ciosie w przeponę- Mam dziewczynę... Naprawdę ją kocham... Dlatego...- oparł się na mieczu i staną stabilniej. Korzystając z okazji że mnie nie obserwował chwyciłam za bicz, umieszczony u dołu moich pleców- NIE SKOŃCZYSZ ZE MNĄ TAK ŁATWO!- wykrzyczał kolejny raz i ruszył na mnie. Najpierw prawe ostrze skierowałam przed siebie, ustawiając je w jego stronę. Uśmiech na jego twarzy podpowiedział mi że zaatakuje z przeciwnej strony. Bez zawahania uderzyłam skórzanym biczem w jego ramię. Nie spodziewał się tego. Odskoczył w tył, a ja ruszyłam z kolejnym natarciem. Skupił się na mnie, byłam pewna że oberwę, gdyby nie mój kompan, oczywiście. Kula ognia powędrowała wprost na niego, przez co znów musiał się cofnąć. Odskoczył chyba w ostatnim momencie. Przykucnęłam na chwile, żeby odbić się gdy ogień zniknie. Znów, cios znad siebie, śmiertelny, gdyby nie dwa sztylety. Najpierw krzyżując je przesuną ostrze tak by wbiło się w ziemię, a potem wziął zamach i wbił mi sztylet w lewe ramię. Zapewne zamiarem było serce ale nie zdążył. Syknęłam głośno i odbiegłam od niego pod osłoną ognia, który aktualnie go zajmował.
      Pieczenie i pulsacje, poinformowały mnie o jeszcze większym problemie niż rana. Trucizna, prawdopodobnie na podstawie metali ciężkich które wyżerają tkanki. Są one niebezpieczne, i to właśnie zagraża mojemu życiu. Widziałam zielonkawy płyn na końcówce sztyletu. Sięgnęłam do saszetki, i znalazłam probówkę. Pobrałam trochę płynu, zabezpieczyłam go i schowałam tak, by sie nie wylał pod żadnym pozorem. Jeśli szybko tego nie skończę zginę. Zaczęłam się leczyć, póki zwierzak jaszcze dawał radę go zajmować.
-Feniks!- powiedziałam do mikrofonu- Potrzebny medyk, i spec od odtrutek.
-Uniwersum? Naruto?- spytał pośpiesznie, wiedząc że stało się coś złego.
-Byle szybko- wymówiłam to z nutą stresu w głosie.
      Postanowiłam wykorzystać kolejną broń, tym razem palną. Tak, chwyciłam za pistolet, i zaczęłam ostrzeliwać naszego zdrajcę. W tym momencie oboje jesteśmy w sytuacji dwa na jednego. Ja i Spring na niego. Oraz On i uczucia na mnie. Nie wiem czy mi się uda. Mam nadzieję że tak. Prawdę mówiąc zabiłabym go gdyby nie moje zawahanie się przy drugim natarciu...
-Głupie uczucia...- szepnęłam pod nosem, i tym razem wycelowałam celnie w jego nogę. Postrzeliłam go w udo. Zobaczyłam czerwony strumień krwi, który potwierdził moją obawę i szczęście- strzał w aortę. Pobiegłam do niego i skułam kajdanami. Potem zabrałam jego kajdany i dodatkowo, zapięłam je na nim. To nie pozwoli mu się ulotnić poprzez portal.

~*~
Dobry ! Witam i się kłaniam, wena powróciła to jest rozdział, przepraszam że nieregularnie, ale pracuje nad kilkoma projektami... Więc wybaczcie >.<

środa, 23 grudnia 2015

Sekai no Hikari ~Rozdział 3: Tasowanie

      Rozmowa z jego matką była naprawdę delikatną sprawą. Jednak udało mi się. Dzieciak ma zadatki na naprawdę dobrego i silnego magika. Tylko żeby ten był cały, i zdrowy po moim odejściu stąd na jakiś rok. Pewnie wyślą mnie do czegoś mangowego, bo sami nie ogarniają języka i za wiele tam nie poszaleją. Nie dogadają się, czy coś. Ciekawe kiedy mnie do rodziców puszczą... "Rodziców" to pojęcie względne. Ci co mnie zaadoptowali.
-Dobra Aruki!-krzyknęłam- Będziesz magikiem!
-Naprawdę!?
-Naprawdę!- odparłam- Nie będzie mnie do pół roku, więc będziesz musiał się uczyć zaklęć i teorii na blaszkę.- pstryknęłam palcami i na stole pojawiło się 10 książek z teorią magii-Powodzenia.- powiedziałam uszczypliwie.
-A-aruki... Jesteś pewien?- spytała lekko zszokowana jego matka.
-Tak mamo! Chcę być magikiem choć w połowie tak silnym jak pani Rossa!
      No cóż, bywa i tak. Wytłumaczyłam mu same początki. I wróciłam do siebie ze Springiem na ramieniu.
-Masz wybór.- powiedziałam siedząc na łóżku- Idziesz ze mną do innego wymiaru, albo zostajesz tu pod opieką Arukiego.
Jedyne co zwierzak zrobił to wczepił się bardziej w moje ubranie w geście "Nigdzie nie lezę"
-Ale i tak będą takie uniwersa do których za Chiny ludowe cię nie zabiorę!- powiedziałam przekornie.
-Hi!- potwierdził z najszczerszym uśmiechem jaki widziałam od lat.
-Dobrze, jutro wracamy do biura na jeden dzień, potem średnio tydzień kontroli u śpiewaków i zadania, gotów?- spytałam a on przytaknął

***

      Następnego dnia byłam w biurze z rana. Dziwne jak na mnie. Chciałam szybko to mieć za sobą. Ze zwierzakiem na ramieniu szłam powoli przez miasto z jedną słuchawką w uchu, drugą dzierżył mój puszysty przyjaciel. Nie zrażał się do muzyki japońskiej. W sumie, to dobrze, przeżyje ze mną wśród śpiewaków. Kroczyłam przez miasto i obserwowałam wszystko i wszystkich. Z czego wiem fala teraz działa zawzięcie tutaj. Co może być dowodem kolejnych przetrzymywanych. Jednak każdy z członków jest przez nas obserwowany, znamy większość ich ruchów. W gęstym tłumie ludzi zauważyłam blond czuprynę- Mojego chłopaka.
-Spring! DO TOREBKI MIGIEM!- czmychnął z prędkością światła do mojej torby na ramieniu, zapięłam ją, nie udusi się, na szczęście, jest lekko podziurawiona... Zrozumiał przekaz i nie wyściubiał nawet nosa przez drobną szparę, siedział cicho, jakby go nie było.
-Hej!- wykrzyczał już z daleka- Cieszę się że cię widzę!- ciągną dalej nonszalanckim tonem.
-Alex! Hej!- odpowiedziałam mu uśmiechem- Nie wiedziałam że wróciłeś.
-I ja też...- odparł już nie krzykiem, bo staliśmy obok siebie, cholernik jeden wyższy ode mnie...- Też nie wiedziałem że wróciłaś...
-Wczoraj wieczór, a nawet dziś rano, dziś znów jadę...- powiedziałam już trochę spokojniej.
-Ja wróciłem z tydzień temu, jadę dziś, szef powiedział że jak nie będzie konkurencji to w 3 miechy się zawinę... No cóż, śpieszy mi się, do zobaczenia skarbie~- rzucił już na odchodnym.
-Pa!- wydałam z siebie okrzyk, krótki, i jakiś bez uczucia.

***

      Jesteśmy przyjaciółmi od czasów Gimnazjum. Był jedynym, który wiedział o wszystkim co się działo w moim życiu. Najpierw powiedziałam mu, jak patrzę na świat. Po około roku znajomości, płakałam mu na ramieniu jak bóbr z powodu śmierci ojca przez głupi błąd lekarski- za dużo środku nasennego. Nie mogłam się z tego otrząsnąć, i w sumie, sama w sobie sytuacja gdy powiedziałam mu o tym, była dość tragiczna.
      Pomimo tragicznej wieści, postanowiłam pójść do szkoły. Jednak ciężko było mi nawet iść przed siebie, wolałam się cofać razem ze wspomnieniami, do przeszłości. Gdzie pośród mgły, śmiechu i łez, stał człowiek którego podziwiałam. Który zniknął bezpowrotnie.
      Dziewczyny z mojej klasy jednogłośnie stwierdziły że gorszy dzień, i muszę przetrzymać. Nic nie pomagały, nie pytały się. Fakt, często po prostu miałam dzień, w którym lepiej było zachować kilometr odstępu przy kichaniu, i tyle samo gdy się do mnie cokolwiek mówiło, jednak to nie ten dzień. Ubrana w czarną bluzę po tacie, przydługą, i przydużą maszerowałam na skazanie- Niemiecki. Nauczyciele nie pytali mnie tego dnia od samego rana, nie zwracali uwagi, gdy zasypiałam, chyba mama napisała wiadomość, w chwili gdy była trzeźwa. Mimo słuchawek w uszach, usłyszałam przelotnie "Idź po niego, Annie, może na niego nie nakrzyczy? I zareaguje inaczej"-głos Katriny otarł się o moje uszy, po czym dosłyszałam jeszcze Annie. " To nie jest dzień, jak zwykle, coś jest nie tak..." NO BRAWO!-jęknęłam wtedy w duchu, niezbyt dobrze łącząc fakty, z grzywką na pół ryja, Nie. Na cały ryj. Szłam powolutku przed siebie, zostając w tyle za klasą.
      Poczułam opór, który nie pozwalał mi iść ani przed siebie, anie do boku lewego, czy prawego. Śmiejący się, irytujący opór, który mi się podobał. Ściągnął w tamtej chwili moje słuchawki, i zablokował jakąkolwiek ucieczkę swoimi ramionami, po polsku mówiąc- przytulił.
-Co się stało?- szepnął do mojego ucha w tamtej chwili.
Powoli otworzyłam oczy, wyglądały jak drobne szmaragdy, zaszklone łzami oczy szybko omiotły okolicę. Zdyszana Annie, i przyglądająca się wszystkiemu z ukosa Katrin. Głęboki oddech. wyciągnęłam ręce przed siebie i przycisnęłam się do niego, tak mocno jak tylko umiałam.
-Mój... Mój... Mój tata nie żyje...- Powiedziałam po kilku minutach, po czym już naprawdę, boskie siły nie mogły mnie uspokoić. Płakałam jak bóbr, pamiętam że dyrektorka zwolniła nas już do końca dnia, siedzieliśmy cały czas w pokoiku relaksacyjnym, "siedzieliśmy", raczej leżeliśmy na leżance... I to wydarzenie zaważyło nad naszymi relacjami, lecz teraz jest zupełnie inaczej...

***

      Jestem już u "Vokawyjców"- jak to poniektóre osoby mówiły... Ze Springiem, niczym z duszą na ramieniu, i mieczykiem Gakupo przy pasie. Truptałam przez opuszczoną dotąd szkołę. Gimnazjum które miało być zamknięte, ze względu na prywatną szkołę za rogiem z dużo lepszą reputacją, wykupiliśmy budynek, i tak oto to ich nowy dom.
      Co do uniwersum, takie jak nasze, tylko trochę inny wygląd, taki animcowy. No w innym miejscu ich nie umieszczę za CHINY!
      Dobrze zachowany budynek, który z otwartymi drzwiami, przywitał mnie gościnnie. A dosłownie, sekundę po przekroczeniu progu, przewalili mnie blondyni. Wszyscy. Len, Rin, Yuu, SeeU, SeeWoo, Lily, Akita, Oliver, Yoho(loid), Leon, Mayu... Nie, nie miała siekiery... Po prostu rzucili się na mnie w euforii. Spring, był cały. Zdążyłam go przytulić i uchronić przed ich uściskiem.
      Okazało się że najbezpieczniejszym miejscem pupila stał się czubek mojej głowy. Innego wyjścia nie widziałam, jak i zresztą on. Miałam wakacje od wszystkiego na przeszło dwa tygodnie, wesołe, pozytywne, pełne śpiewów, dyskotek, ciepluchnego jedzonka ( <3 ).
      Na odchodnym, wpadłam na zdyszanego Feliksa.
-Rossa!- zdyszany wpadł na piętro gdzie siedzieliśmy w ostatni wspólny wieczór na dłuższą metę- Twój wymiar...- dodał po chwili- CHCĄ UKRAŚĆ KAMIEŃ PAMIĘCI Z TWEJ WIOSKI! I WSZYSTKICH WYTŁUC!
-CO???!!!- wstałam ekspresowo, a zwierzak zaczął warczeć, pokazał kły, o których nie miałam zielonego pojęcia. Zęby tak straszne i ogromne, że wszyscy zgromadzeni się go wystraszyli. Byłam zmuszona wziąć go na ręce.
-Kwarc ten daje żywotność wielu istotom, chcą go skraść, by z tych istot pozyskiwać wiele surowców, typu mięso, futro, rogi. I ewentualnie, nowy pierwiastek- Magii.
-Zniszczę...-szepnęłam pod nosem- zniszczę, jeśli tkną miejsce w którym był braciszek!
-Rossa!- krzyknęła Miku- Czy Love is War się przyda?
-Nie, to troszkę bardziej, ludzka akcja, prędzej jakiś straszny demon, czy coś... Albo Karakuri Burst , lub Mistole, czyli perypetie o naszej jemiole kochanej plus, niebieska i czerwona magia.
-Idziemy.-Rzucili jednocześnie, główni zainteresowani, chciałam już zaprzeczać- Wykradniemy się za tobą, jak nie pozwolisz- ciągnął Len- Już raz to zrobiliśmy, pamiętasz? Uratowaliśmy ci szanowne cztery litery z pomocą Karakuri Busrst.
      Vocaloid- syntezator głosu. Dla mnie jednak, w 100% są to przyjaciele, bez wyjątku. Każde z nich śpiewa, jednak w szczególnych przypadkach mogą "aktywować siłę" danej piosenki na 48 lub 72 godziny. Często to stosują Kagamine. Upierają się by mi pomagać. Dlatego ich mogę zabrać na starcie, nie boję się, jedno i drugie umie zabić. Jednak potem są osłabieni, i potrzebna jest im specjalistyczna opieka medyczna, bez niej ani rusz. To mnie zawsze martwiło... Opieka medyczna. Medyczny ninja się kłania~ Ta się siedziało w Naruto około 30 lat, to się ma.

***

      I tak poszli. Akcje zaplanowali na jutrzejszy ranek, nie miałam wiele czasu. Trzy jednostki mnie nie licząc, plus Kagamine. Wystarczająco. Obudziłam całą ludność z wioski, całą.
-Aruki!- jęknęłam w tłumie- Aruki!- chłopak pomachał mi wiązką światła.
-Jestem! Co się dzieje!? Mogę pomóc?!- spytał pośpiesznie.
-Będąc szczerym, dowiedziałam się, że ktoś chce napaść na wioskę... Nigdzie nie idziesz, to Niebezpieczne.- Powiedziałam- Spójrz, tam jest ognisty Feniks, a tam, wodna Sójka ( dopisek autorki: tak, bo tak mi to ładnie brzmi). To moi przyjaciele, oni wraz z piątką moich przyjaciół ubranych na czarno, będą was bronić. Jeśli ktoś wejdzie do środka waszego zbioru, obezwładnij go. Umiesz już, prawda?- dopytałam się chłopca- Nie martw się, wrócę... Na pewno...
-O to się nie martwię!-rzucił prędko- A ja za to wiem kim jest Spring!
-Hę?- zdezorientowana odchrząknęłam się tylko- A, że nazwa? No mów.
Kucnęłam przy chłopaku, a Spring widocznie zadowolony z tego faktu przysiadł mi na ramieniu.
-To Ognik duszy.- powiedział przymykając lekko oczy, by sobie wszystko przypomnieć- Jest to zwierzak, który przyjmuje duszę ludzką. Większość z nas stanie się nimi po śmierci. Przychodzą do ludzi tylko i wyłącznie, gdy znajdą swoich bliskich, a to oznacza że...- zwierzak cmoknął mnie w polik i uśmiechnął się promieniście.
-Braciszku...- jęknęłam pod nosem i przytuliłam go tak mocno jak mogłam, by nic mu nie zrobić.
-Podobno przy krysztale świata, można takiego ożywić... Z tym zaklęciem.- podał mi zawiniątko do ręki- Choć, musi tego chcieć i on...- dodał smętniej.
-Dziękuję, Aruki. Zapewne nie pamiętasz, ale... Kiedyś w wiosce było dwoje magików, Zmarł, ratując mnie...- wzięłam głęboki oddech i miałam już iść- To co... Braciszku znów uratujemy świat?
-Mogą zamieniać się w bestie wojenne.- powiedział brunet- Gdy przekażemy mu trochę energii magicznej, zamienia się w ogromną bestie czteronożną, ogromne kły i tak dalej...- powiedział dalej, demonstrując wszystkie straszności rękoma. W porównaniu z powagą sytuacji, to było komiczne.
-Wiesz, wolę nie próbować w tłumie...- dodałam z uśmiechem- Dobra, Braciszku, uratujmy świat!- Krzyknęłam zawzięcie i ruszyłam przed siebie, przedzierając się przez tłum.
      Kolejny raz już biegłam przed siebie. "Kai" Krzyknęłam komendą w myślach, i w salcie do przodu około półtora metra nad ziemią. W moich dłoniach pojawiło się jedno ostrze i bagnet.. Przekazałam zwierzakowi trochę mocy magicznej. Stał się czymś podobnym do lwa, tyle, że paszczęka większa.
-Spring, umiesz coś jeszcze?- w odpowiedzi jedynie buchnął mi kulą ognia z paszczy- No masz ci los, tylko mi ich nie spal, biorę do niewoli, zemszczę się...- Spojrzał na mnie maślanym wzrokiem.
      Nie pozwolę, zniszczyć im mojego świata. Bezpiecznego zalążka, które jest moim kątem w całym labiryncie światów. Rzucę światło, Światło Świata, na każdy kąt w którym byłam choć raz. Zatrzymam choć miałabym wyrżnąć ich w pień...- Takie myśli mnie cały czas nękają. I nigdy nie odważę się zmienić tych słów! TO DEKLARACJA!


~*~
Szczerze nie wiem czy wam to się spodoba... Ale to jest coś dla mnie. Stwierdziłam "A może ktoś to będzie chciał czytać?" jak nie to nie ^^ Teraz już powoli lecz widocznie zobaczmy na drogę gdzie widać, co konkretniej maniaczę... No cóż...
NO ALE! Misie wy moje! Za wszelkie osłony dziękuję. Nadzieję mam że się podobało!
Słuchajcie, jest to okres przed świąteczny... Więc... Wszystkiego najlepszego! Zdrowia! Rodzinki! Uśmiechu! Pomyślności! Dobrych ocen/zarobków/planów na przyszłość! Wszystko się przyda! Miłego mikołaja, któy nawet jeśli nie przyniesie wam tego dużo, i tego co chcecie, to żeby dał wam to od serca, a nie dla zasady bo to jest ważne! Wszystkiego co najlepsze! A kolejne plany się snują... Muszę przyśpieszyć pisanie Hikari i  Gami, ponieważ mam za wiele pomysłów. Dawajcie mi w komentarzach znać, z czego chcielibyście FF... Mam zamiar coś opublikować z tego podgatunku, a w rękawie mam tego sporo.
DO NASTĘPNEGO~~~

sobota, 31 października 2015

Wampirzy akt ~One Shot~

Dziewczyna powoli podążała ciemną ścieżką. Długi płaszcz biały jak śnieg ciągnął się za nią. Szara bluzka odsłaniała jej szyję i ramiona, jasno szare proste czyste dżinsy. Jedynymi czarnymi odznakami na jej ubiorze były ramiączka stanika widoczne na jej ramionach odsłanianych przez materiał cienkiej bluzki, oraz dwa czarne guziki przy kołnierzu płaszcza. Podążała tak przed siebie nie spoglądając na świat. Zamknięte oczy, z długimi rzęsami i ozdobione przerażającym kolorem kości. Twarz bez ekspresji, niczym głaz nie pokazywała niczego. Długie niczym płaszcz fiołkowe włosy zakręcone jak sprężyny, falowały przy lekkim wietrze prostując się nieznacznie. Dodając niewiaście kolejnych uroków.   Zatrzymała się. Wyczuła że coś się zbliża. Około 10 centymetrów przed jej twarzą, przez mroczną ścieżkę z zawrotną prędkością przedarli się stado wilków gonione przez równe liczne zgromadzenie duchów. Zjawy wlekły się za zwierzyną wydając z siebie dźwięki cierpień i grozy. Garstka z końca łańcucha pogoni zatrzymała się przed dziewczyną, z nadzieją że stanie się ich pokarmem. Cała trójka zatrzymała się przed jej twarzą. Wykrzywiły paszczę otwierając ją do granic możliwości. Donośne krzyki mordu wypełniły najbliższą okolice. Nie wszyscy są w stanie je dosłyszeć, ponieważ to usypiająco osłabiający ultradźwięk. Ci co jednak to słyszą, są bezpieczni. Jedyne co to nieprzyjemna stymulacja neuronów słuchowych. Pani bieli powolnie uniosła powieki. W polu widzenia niewolników śmierci ukazały się czarne oczy. Nie zwyczajne, czarne oczy. Każde przedzielone na pół, cienką białą, prostą linią z załamaniem na środku na wzór kła. Kolor u góry to przerażająco głęboką czerń, a odznaka dolnej części oka to szarość, przełamana niewielką ilością czerni. Rozchyliła lekko blade usta i syknęła na zjawy. Niebieskawe duchy przeszył wnet dreszcz. Zamknęły paszcze i w mgnieniu oka znikły jej z pola widzenia. Znów przymknęła powieki, zakrywając nimi świdrujące ślepia. Kroczyła dalej przed siebie, bazując jedynie na dźwiękach i tym jak powietrze muskało jej twarz omijała przeszkody, wybrzuszenia, i dziury w ścieżce. "Nie schodź z niej, bo nigdy nie znajdziesz powrotu. Tylko twój cel odnajdzie się w tym gąszczu"- w tym momencie przez myśl znów przeszły jej słowa siostry. Która stała się jej posiłkiem jakieś pół wieku temu. Wmawiała sobie że to kolej rzeczy, ale prawda jest taka, że albo ona to zrobi, albo obie zginą. To nie był jej wybór. Wybór jej siostry. Napiętnowała ją samotnością i  niezliczoną ilością kart cierpienia, przerażenia i śmierci. Którymi obdarowywoje swoich przeciwników, zbierając żniwa. Delikatne wibracje powietrza musnęły jej dłoń. To śmiech. Nieregularne ruchy, równa częstotliwość, zmieszana z odgłosem szelestu pomarańczowych liści jesieni, oznajmiała że zbliża się w jej stronę. Jej cel. Tak niełatwy do namierzenia, tak trudny do uchwycenia, sam do niej nadchodzi, by rozprawić się z nią jak próbował postąpić z jej siostrą. Roztworzyła oczy, a w gęstwinie ujrzała białe włosy o błękitnych końcówkach. Dla kontrastu rozbłysły różowe oczy, tak samo specyficzne jak jej. U góry ciemniejsze u dołu jaśniejsze. Włosy przysłaniały jedno z nich, jednak nie umiała określić które. Ubrany w czarną marynarkę obszytą bielą i w koszulę o tym samym kolorze. Pod kołnierzem odznaczał się czerwony krawat. Spodnie miał czarne, a buty to najzwyklejsze trampki. Uśmiech ukazywał jego chuć i pożądanie krwi. Młodzieniec- stwierdziła w myślach- wciąż nie wie jak postępować. Wodziła za ni wzrokiem i spokojnie stała w bezruchu. Czekała na jego poczynania. Przymknęła oczy, gdy przyśpieszył kroku w jej stronę. Ciemność ogarnęła jej umysł wraz z hukiem jaki wystraszył kruki okolicy. Była gotowa na taki obrót akcji... Nie... Ona była pewna tego co on zrobi i co się stanie.
Podążał w głąb lasu z dziewczyną przełożoną przez ramie. W gąszczu odnalazł drugą ścieżkę ozdobioną dyniami na których widniały przerażone arcydzieła sztuki. Idealne odwzorowania ekspresji twarzy odwzorowywały strach przed śmiercią, ból, przerażenie i słabość. Co więcej każdy z portretów należał do kobiety. W młodym wieku, podobnym do czarnookiej. Wszystko to było w zasobie jej wiedzy. Otworzyła oczy i zerknęła na ostatnią z dyń- siostra. Jej siostra.
-Hohohohoho...- odezwał się pogardliwy głos chłopaka- Obudziłam się?- spytał ironicznie z uśmiechem- Może się czegoś napijemy?
-Chyba miałeś na myśli "napiję" śmieciu...- syknęła przez blade usta niewzruszona jego zachowaniem.
-Niegrzeczna.- powiedział po czym cisnął nią w drzwi domu. Połamała je i odbiła się o ściany przeciwnej wejściu po czym wylądowała na środku pokoju.  Pod słowem "napijemy", miał na myśli, "sponiewieram cię i wypiję twoją krew...
-Ponieważ...-zaczęła i otarła krew ze swojego policzka
-Jestem Vampirem!- powiedział, akcentując to słowo aktorsko- Widać laleczka jest świadoma.
-Widać że kielich jest pusty...- odparła oschle z szyderczym uśmiechem. Normalna dziewczyna próbowałaby uciec, ale to pogorszyłoby jej sytuacje. Jak i zresztą obrażanie go, ale w sumie o to jej chodzi.
Zamiast odpowiadać podszedł do niej i kopnął ją w brzuch. Znów wylądowała pod ścianą. Odkaszlnęła co swoje i splunęła krwią. Chłopak podszedł do czerwonej plamy, nabrał odrobinkę napoju na palec i powąchał go. Zachwycał się zapachem i smakiem, tak delikatnym i unikalnym. Jakim była krew, niepełnego wampira. Tak, ona jest wampirem. Nie wiedział o tym.
Plebs rozkoszujący się krwią szlachcica staje się szlachcicem, poprzez wymianę krwi. Szlachta oczywiście umiera czując to co wszystkie jego ofiary. A strażnikami jego pokuty są właśnie one. Wbrew pozorom, ustawił się, same kobiety...
-Nie mam ochoty na zabawę- kontynuował po chwili, znalazła się tuż za nią- Czas na posiłek~- usłyszała z prawej.
Wampir już otwierał usta by zatopić kły w jej bladym ciele. Kiedy zaciskał paszczękę, jedynie trzasnął zębami.
-Przykro mi.- Powiedziała z ironią w głosie- Ale to ty. Jesteś dziś moim deserem.- Złapała go mocno za nadgarstki i zatopiła kły w jego śnieżnobiałej szyi.
-T-ty... Ty plebsie...- wycharczał osłabiony. podczas gdy czarnooka delektowała się samkiem jego krwi- Chcesz szlachectwa?!
Przerwała na chwilę. Wraz z każdym łykiem jego krwi ona stawała się silniejsza. Złapała jeszcze mocniej za jeden z nadgarstków, drugi uwolniła z uścisku. Przetarła stróżki krwi spod swoich warg, jak i przetarła ramię chłopaka. I tak znów, i znów i znów, i znów... Po około dziesięciu godzinach tortur dla byłego wampira, a obecnie trupa, skończyła posiłek. Puściła skorupkę, która bezwiednie upadła na podłogę. Zrobiła krok przez trupa i wyszła z domu. Zatrzymała się przed dynią swojej ukochanej siostry, po czym wyszeptała ledwie słyszalnie.
-Nikogo już nie skrzywdzi... Idiota...- powiedziała to tak mrocznym głosem, że ona sama się wystraszyła.
***
-Oto i nasza rodzinna legenda!- powiedziała dziewczyna wyglądająca na około 17 lat, niezmiernie podobna do wampirzycy o której była mowa. Ale co ja tam wiem. Jestem jedynie nadnaturalnym stworzeniem powiadającym legendy... Miała takie same oczy jak ona.
-Wow! Wystraszyłaś mnie! Szczególnie że masz takie oczy jak ona! i włosy!- powiedziała jedna z dwóch dziewczyn przysłuchujących się jej historii.
-Aj tam! Nie paplajcie głupot! Um, sorka, muszę pójść do do toalety.
Oddaliła się od nich nawet nie czekając na odpowiedź. Pomieszczenie było wypełnione jedynie powietrzem. Żywej duszy, po za mną, o ile mnie się nazwie osobą, i ją, nie ma tu nikogo... Przeglądała się w lustrze i poprawiał włosy, w pewnym momencie coś mnie unieruchomiło.
-Koniec z podglądaniem mojego życia, przydaj się choć raz, jestem głodna...- wycharczała, po czym wzięła głęboki wdech.
Czułam jak wbijają się w mnie kły, jak zatapiają się powoli w mojej szyi. Z sekundy na sekundę czułam się lżejsza i słabsza. Piła moją krew. Jako legendy, naszą krwią jest pamięć, jednak w obliczu wampirów jesteśmy bezbronni. Krew umyka, i karmi te upiory. Przymykałam powoli oczy, wiedziałam że to koniec. Nie mam jak uciec. Gotowa na śmierć, czekałam na ten moment. Dotyk, wzrok, mowa, te zmysły powoli mi umykały, słuch dalej pozostał a ostatnim niewyraźnym dźwiękiem były jej słowa...
-To już koniec mojej legendy, którą będą znać wszyscy, teraz nikt nie wie kiedy zaatakuję kogo i gdzie. Powiedz tym na górze żeby...- żeby co?

~*~

Prze państwa! Oto Halloweenowy special! Tak! Coś napisałam!
Niestety mam sporo spraw na głowie więc, jakoś niezbyt mi się widzi pisać, przy takim natłoku zadań.
Ale jak widać nie marnuję żadnej chwili wolnej! Piszę kiedy mogę, choćby i zalążki. Myślę że niedługo pojawią się różne fanfiction, bo akurat na nie mi wena dopisuje, swoją drogą powoli zaczynają się dwie serie, ale je ujrzą światło dzienne gdy będą zakończone. Zostaną wtedy publikowanie regularnie. Dodatkowy plus- niedługo będę mieć komputer! Tak! W końcu nie będę pracowała na czymś do czego uda mi się dobrać ( telefon, tablet, laptop a, laptop b, komputer cioci a, komputer cioci b, komputer cioci c, telefony znajomych, telefony i komputery sąsiadów) tylko na swoim sprzęcie! Wygoda na pewno. Na pewno też większy porządek w tym wszystkim chcę wam życzyć jeszcze na sam koniec.... Strasznego Halloween! Strzeżcie się Rozali Vamp! ( Tak, tak ta nasza słodka wampirzyca ma na imię) Happy Halloween

środa, 23 września 2015

Gami ~Rozdział 1: Start

Pierwszy dzień szkoły. Jakim cudem ja to przetrwam? Nie wiem. Dowlokłem się tam na ostatnią chwilę. Na miejscu Amy siedziała jakaś dziewczyna. Miała włosy nieco ciemniejsze od niej i spięte w dwa zakręcone kucyki po bokach głowy. Miała czerwone pasemka. Ubrana była... gotycko? Loli Ghota? Można powiedzieć. Czarny i czerwony do tego srebrne łańcuszki tworzące "fale" wokół bąbkowatego dołu sukienki. Podszewka biała, a jak niby inaczej? Usiadłem na swoim miejscu czyli tuż obok niej. Wory pod oczami, pognieciona koszula i czarne długie jeansy. Wyglądałem jak żul obok niej. Położyłem się na ławce. Znienacka, tuż przed moim nosem coś uderzyło o ławkę. Cukierek bananowy... Zawsze, rano na start dawaliśmy sobie cukierki, ona mi bananowy, ja jej malinowy. Zerknąłem na nową z ukosa, właśnie odpakowywała ów malinowy cukierek. Złapałem za podarunek i zjadłem go szybko. Poczułem się lepiej, jak zawsze zresztą. Nie byłem już tak senny.
-W tym roku skład z zeszłego roku- powiedział nauczyciel. Jak to? A Ama?- Numer pierwszy!
Sprawdził listę szybko na ostatnim miejscu była ona. Amanda.
-Jestem.- powiedziała dziewczyna siedząca obok mnie... Pierdolicie? Ama? Nie, to głupi żart... Zaraz... "Zmartwychwstała po 2 dniach"
-AMA?!!!- wykrzyczałem w szoku i zerwałem się na równe nogi.
-No co się tak dziwisz...- spytał Adrian siedzący za nami- Looku zmienić nie mogła...
-Zmartwychwstała po dwóch dniach- zacząłem cicho- Ama to ty?!
-Koniec tego! Koniec na dziś! Rozejdźcie się!- przerwał nauczyciel.

Tak to ja- zaczął głos w mojej głowie- Widzę że czytałeś wiadomości. Chciałam zadzwonić, ale ciągle byłeś niedostępny. Nie mogłam przyjść, wczoraj mnie wypuścili. Musimy pogadać, możemy iść do ciebie?
 
Całkowicie zszokowany przytaknąłem. Powędrowaliśmy do mojego pustego domu na obrzeżach.
-Słuchaj, to wszystko prawda. Prawda jest tez to że za dokładnie 5 lat będzie po tym świecie. Błagam uwierz mi. Przenieśmy się do jednego świata. Wiem jak cierpiałeś... Przez cały jeden dzień stałam przy tobie...
-Jak? Ja się pytam jak? Zmieniłaś się, przez niecały miesiąc... Widziałaś jak się za tobą ślinili?! Widziałaś... Wszystko widziałaś- sfiksuje zaraz- To dla mnie za dużo...
-To najpierw posłuchaj. W przyszłym tygodniu zostanie wprowadzony nakaz palenia zmarłych. Program odciążania planety. Ziemia, jest przeciążona i powoli zbacza z kursu orbity. Przeludnienie, ma na to największy wpływ. Za około półtora miesiąca uczniowie wszystkich szkół zostaną w nich zamknięci. każdy dostanie spluwę z dwoma nabojami. Zostanie wygłoszony apel, że jeśli w przeciągu miesiąca, nie zginie połowa uczniów z każdej szkoły, wybiją wszystkich...
-Kłamiesz.
-Nie!- wykrzyczała ze łzami w oczach- Rząd będzie robił wszystko by uratować swoje własne dupy! Wiedzą, że większość rodziców poległych popełni wtedy samobójstwo! I to jest 1:3. Przedszkole i podstawówkę oszczędzą. Liceum i Gimnazjum, nie. Tego dnia, musimy coś mieć ze sobą. Miecz, nóż, ostrze, cokolwiek... Nie chcę cię stracić, będziemy musieli się bronić.
-Kiedy to ma być?- zapytałem niepewnie.
- 14 października.
-Dostanę zajebisty prezent na urodziny...- powiedziałem lekko wściekły- Masz pewność?- przytaknęła, a ja z westchnieniem, wstałem i ją przytuliłem- Wierzę ci... Tylko nigdy mnie nie strasz już śmiercią, dobrze? Ama?
Nic nie odpowiedziała, jedynie schowała nos w mojej koszuli i odwzajemniła mi swój uścisk.
Cieszę się że jesteś cała... Kocham cię- pomyślałem.
-Ja ciebie też.- odpowiedziała
-Ale co?- spytałem czerwony i zdezorientowany.
-A nic, nic...- odpowiedziała podśmiewając się pod nosem
~*~
Drodzy państwo z powodu choroby- zwiększona działalność. Do końca tego tygodnia, chyba wstawię coś jeszcze, może i kolejny tez będę siedzieć w domu, bo czuję się tylko gorzej... 
Miłego czytania, dajcie znać jak się podoba ^^