-Pójdź do namiotu...- zwierzak spojrzał się na mnie smutno- Mam nadzieję że ktoś tam już czeka... Czuję się coraz gorzej...- On zemdlał z powodu ubytku krwi, a ja z powodu wciąż tkwiącego we mnie zatrutego sztyletu. Nie wiem co się działo ale obstawiam, że szybko zabrali nas do kwatery głównej i Sakura już tam była. Chłopakiem mogli się zająć moi ludzie, przez co on został uleczony szybciej jak ja.
W momentach kiedy się budziłam, pytałam się czy on żyje. Kiedy otrzymałam informacje potwierdzającą, nakazałam zamknąć go w naszej celi na takich jak on, i zawiązać oczy białą szmatką. To było dla jego dobra... Długo wracałam do siebie bo prawie miesiąc. Trzy, a w sumie cztery osoby siedziały obok mnie przez cały czas trwania kuracji. Oczywiście, blond śpiewaki które, same przez pierwszy tydzień leżały i spały- regenerowały siły. Mój mały pluszak- czytaj jako: Braciszek. No i Feniks, który co chwila przychodził sprawdzać jak się czuję.
Jest on moim zastępcą. Dlatego w razie gdyby jednak coś się ze mną stało on przejmuje dowództwo. Jest do tego najlepszą osobą spośród wszystkich. idealny logistyk, rozplanuje prawdopodobne zagrożenia czyhające uniwersum, bierze poprawki na wszystko. Przewyższam go tylko w rozplanowaniu bezbłędnego ataku.
Gdy byłam już zdrowa postanowiłam przesłuchać delikwenta. Gdy podeszłam do celi znów słyszałam łkania i rozpacz chłopaka.
-O-ona się martwi... Będzie jej smutno... A tyle jej pomagałem... Rossa, przepraszam cię... Za wszystkie moje ewentualne kłamstewka, za moją oschłość, za to że nie miałem czasu...- W oczach zebrało mi się na łzy, chciałam podejść i utulić go, po czym powiedzieć że jestem tu i jest bezpieczny... Ale w ostatniej chwili wezbrała we mnie wściekłość za to co chciał zrobić mnie, i wiosce pod moją opieką. Wycofałam się w tył, i zniknęłam w swoim biurze. To był pierwszy dzień gdzie pozwolili mi wstać, i przejść się kawałek. Ku mojemu zdziwieniu, na moim kawałku podłogi urzędował tylko Spring... No tak, trzeba pójść z nim do kryształu.
Zaczęłam zastanawiać się nad sposobem przesłuchania tego gnoja... Po dłuższej bitwie z własnymi myślami, zatwierdziłam poniekąd plan zemsty.
-Zwiększyć rację żywnościową. Przygotować do przesłuchań za 72 godziny.- wydawałam krótkie komendy do mikrofonu- Przesłuchuje nasz nowy... Który nie jest takim jak my, ale nieśmiertelny, już jest... Pójdę po niego.
Skupiłam się, i pociągnęłam wyprostowaną ręką przed sobą. Rozcięłam powietrze przez co wyłonił się portal. Wzięłam brązową kulkę na ręce i postawiłam jedną nogę w przestrzeni bliżej nieokreślonej, ale obstawiam że to mój dom w uniwersum zwierzaka.
-Rossa, NIE! Jesteś za...!- nie zdążył bo zniknęłam w innym wymiarze.
-... Za słaba... Tak, wiem dziękuje za troskę, kolejny portal otworzę dopiero za siedemdziesiąt godzin.- mówiłam pewna że panikarz mnie słyszy...
-Problematyczny z ciebie szef...- wydukał- Niech ci będzie! Ale ni minuty wcześniej!- rzucił lekko zdenerwowany. Podśmiewałam się pod nosem.
-Dziś się przeforsuje, ale opieka przez te 69 ( mmm... Wiem o czym myślicie xD ) godzin będzie perfekcyjna!- odpowiedziałam z uśmiechem, choć i tak mnie nie widział- Spring idziemy!
Tak, dobrze myślicie, chcę go ożywić. I tak, on ma go przesłuchać, z moją pomocą, ale... Nie wiem czy jestem gotowa znów usłyszeć ten aksamit głosu, który wspierał mnie niezliczoną ilość razy... Rzuciłam czar i wzniosłam się w górę. Od mojego domku to przeszło 10 kilometrów! Lotem będzie szybciej! Wylądowałam pod kwarcem, a mój płaszcz delikatnie opadł, i okrył najbliższe otoczenie, dosłownie po dziesięć centymetrów...
-To co? Masz siłę by uspokajać bobra?- zaśmiałam się, ten w odpowiedzi stanął przy krysztale i go dotkną- Rozumiem przekaz...- wzięłam głęboki wdech po czym, wyciągnęłam przed siebie rękę i skupiłam w niej energię?- Gotów? Zaczynam. Mobiya reinkarnasyon sa iyang lawas mopasaylo milabay nga namatay sa wala pa ang mga tuig. Unsay nawala tuig sa wala pa. Bumalik ang iyang lawas, kalig-on ug ang panahon nga nahibilin kaniya. Kamatayon amot alang sa dalan mohatag sa ilang kinabuhi nga gusto sa molungtad. Ug ang kinabuhi, makadawat sa siga sa kalayo mapalong, nga kainit nabuhi. (Reinkarnacjo odstąp swego, ciało daruj temu co zmarł przed latami. Co znikł przed latami. Wróć mu ciało, siłę i czas mu pozostały. Śmierci oddaj swe żniwo życiu, które chce trwać. I o życie, przyjmij płomień wygasły, który ciepłem ożywiłam.- macie moje pobdakiwannia na polski xD)
Zwierzaka ogarnęło zielonkawe światło- kolor jego włosów, to było najlepsze określenie. Biel pobrudzona zielenią, która znikała. Jej pogrom zmniejszył się jedynie do brudnych włosów chłopaka. Był w ubraniach więziennych Fali, i obroży. Ruchem dłoni, nakazałam mu podejść i zdjęłam z niego to ustrojstwo. Sama nie wierzyłam że znów go widzę, mogę usłyszeć jego śmiech, głos, zajrzeć głęboko w oczy. I mieć serdeczny dość zwierzaków w domu, które i tak kocham...
Siedziałam po turecku, więc wstałam powolutku, o wątłych kolanach wyciągnęłam rękę przed siebie. Nie kazał mi czekać długo. Chwycił mnie i utulił, objął moje barki swą prawą dłonią. Lewą rękę ułożył na mojej głowie, przy okazji przyciskając łokciem moje łopatki do jego ciała. Jego czarne oczy były szare, wycieńczone, a po za tym pojaśniały od gorzkich łez które aktualnie zstąpiły na nas jak grom z jasnego nieba. Wtulił nos w moje ramię i zamknął oczy.
-5 lat to za długo...- powiedział po czym przytulił mnie jeszcze mocniej. Jedynie oplotłam jego pas, i skryłam twarz w szaro-fioletowym uniformie który aktualnie na sobie miał- Zdecydowanie... Za długo...
Staliśmy tak jakiś czas, no dobra dłuższy czas. Po tym jak w końcu odsunęliśmy się od siebie i spojrzałam w jego stronę, to jego ciało, nadal było tak poturbowane jak przy tamtym wydarzeniu, słabe... Zdjęłam z siebie swój płaszcz i zarzuciłam go na niego, nie pozwolę mu tak tu chodzić. Jednak, nie na nogach wracaliśmy do domu. A na kłębie magicznego latającego pyłu, który zawiódł nas na miejsce w jakieś 40 minut, a nie parę godzin...
Ubrał się w swój sweter, gruby puchaty, żółty sweter i jeansy, które przytargałam z mojego świata... W milczeniu pokazał mi się już umyty i ubrany, trzymając w ręku te ciuchy.
Skwierczenie ognia, i trzaski elektroniki, towarzyszyły popijaniu kakaa. Siedzieliśmy na kłodzie, w sumie to on siedział, a ja w fioletowym sweterku, połowicznie leżałam oparta o niego. Było już grubo po zmroku, co za tym idzie robiło się zimno. Z uwagi na to że ciepło ognia z ubrań i elektroniki w niej zawartej oraz trzech kłód nie jest za duże, mieliśmy plecy okryte kocem. Zimno wpatrzeni ogień, patrzyliśmy jak zanika ostatnie wspominki o okropnej przeszłości.
-Wiem... Nie powinnam... Ale czemu cię wzięli? Czego chcieli? Kto to wtedy zrobił? Widziałeś co zrobiłam?- przerwałam tym już około godzinną ciszę. I szczęście, i strach przed kolejną rozłąką wywierały na nas takie zachowanie.
-Wowowowo... Skarbie, za dużo pytań. Zacznijmy od po co. Dobrze?- wziął głęboki oddech- Bo mam tę moc co ty. Umiem otwierać te dziwne przejścia, ale za cholerę sie nim posługiwać. To jakieś portale, czy cu?- nie zostawił nawet chwili na odpowiedź, ciągną dalej- Chcieli mnie albo 'przywłaszczyć' albo zabić. A zrobił mi to ten, którego postrzeliłaś... To ktoś ważny, prawda? Normalnie zabiłabyś go jak tamtych... No i tak... Widziałem twoją furię... Widziałem większość, od jakiś 3 lat nie. Bo dotknąłem reinkarnacji, no i stałem sie ognikiem, postanowiłem cię znaleźć za wszelką cenę.... Dodatkowo, wiesz, że czar ożywienia, może wykonać tylko najpotężniejszy magik stojący na tej ziemi... Prawda?- pokręciłam przecząco głową- Oznacza to, że moja siostrzyczka jest najsilniejszą...
-Co?- spytałam z niedowierzaniem, po chwili odrzuciłam te myśli- Musisz kogoś poznać! Mamy nowego magika w wiosce! Musisz go poznać, od troszkę innej strony, Spring, ty zwierzaczku ty mój~- zażartowałam on go przecież zna, to Aruki oczywiście. Raczej to chłopiec pozna chłopaka.
Po jakimś czasie zielonowłosy zagasił ognisko, i zaprowadził mnie do domu, jakoś tak ciężko mi było wstać... Zaprowadził do łóżka i pozostawił na chwilę, potem wrócił w swojej pidżamie, i z lekkim uśmiechem spytał.
-Jak za dawnych lat?
-Jak za dawnych lat.- odparłam i wsunęłam się w głąb łóżka, po czym czarnooki ułożył się obok.
-Tęskniłam/em- powiedzieliśmy sobie do ucha jednocześnie- dobranoc...- ostatnie na dziś przeznaczone słowa otuliły nas błogim snem.
~*~
Bo ja nigdy nie pisze to co powinnam. Ja piszę zawsze to na co mam wenę, a to było już... Ohohohoho i jeszcze dłużej... Tylko mam słabe łącze i tak jakoś ciężko mi się zbierało na przepisywanie tego na telefon i poprawki i wstawienie... Przyszedł wujo zabrałam mu transfer danych i tak oto jest~
Wszystko powoli się pisze, a Gami nadal zawieszone.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz