wtorek, 22 września 2015

Sekai no Hikari ~Rozdział 2: Spotkanie

Nie byłabym chyba sobą, gdybym nie poszła kolejnego dnia zabijać potworów. Odstresowanie- dla mnie idealne! Mówcie i róbcie co chcecie, ale mi to pasuje. Poprawiłam swój miecz i chciałam wychodzić, ale przypomniało mi się, mam nowego lokatora.
-Wychodzę!- stwierdziłam i otworzyłam drzwi, ale Spring wbiegł mi z prędkością światła na ramię, zaczepił się o materiał, i nie miał zamiaru zejść- Będzie niebezpiecznie, Spring...- stwierdziłam.
-Pi!!!!!!!!!- odpowiedział... Chyba w geście "Nieważne!" Ale ja tam nie wiem. Braciszek by wiedział.
Westchnęłam ciężko i wyszłam z domu. Powędrowałam do lasu. Gdzie o pierwszego przeciwnika długo się prosić nie musiałam- wilkołaki. Przerośnięte, dwunożne wilki, które są agresywne. Długo także się z nimi mierzyć nie musiałam, jednym prostym ruchem miecza zabiłam przeciwników. Zwierzak niewzruszony moim atakiem, uśmiechnął się i złączył dwie łapki, jakby chciał mi pogratulować. Poszliśmy głębiej w las, gdzie w końcu, napadłam na gnoma. Ostatniego widziałam 5 lat temu, z braciszkiem. Spring lekko się nastroszył i złapał mocniej, chyba wie co go czeka. Ostatnia walka brata z takim stworem skończyła się jego złamaną ręką. Wyszedł wtedy sam, idiota. Musiałam go ratować... Złapałam rękojeść trochę mocniej, i ruszyłam. Jak się spodziewałam, musiałam użyć magii. Atak spowalniający, którego uwielbiam nazywać - Black Laguune, nie mam bladego pojęcia czemu, ale tak. Na moje skinienie z wody wyrastają korzenie wodne. Tak, wodne, i łapią przeciwnika za stopy, nie może się poruszyć od razu, najpierw musi je rozwalić. Przy tej okazji wykonałam atak wieńczący całą walkę.
-Jak było?- spytałam zwierzaka ten zaczął się śmiać- Też tak uważam!- Ale co...?
Wróciłam do miasta, nie chce mi się gotować więc postanowiłam cos zjeść w tawernie. Nie obyło się bez zaczepek. Zwierzak, tego pokroju to gradka dla dzieci. Spring był cierpliwy, czekał jak go wszyscy wygłaszczą, wręcz się z tego ucieszył. Nawet jedno posmutniałe maleństwo sam zaczepił! Dzieciak zaczął się śmiać, od razu poprawił mu się humor.
-A tak właściwie, czemu jesteś smutny?- zapytałam chłopca- Spokojnie, nikomu nie powiem- dodałam po chwili, wiedząc że czasem takie słowa zachęca dziecko do rozmowy. Po za tym, całe miasto wie, że mnie nie trzeba się bać.
-No, bo... Bo jutro mam dzień wybory, wszyscy każą mi wziąć skrzydła! A ja chce magie!
-Wiesz, to nie jest tak, że możesz mieć magie. Musisz mieć predyspozycję. jak chcesz mogę to sprawdzić.
-Pani Rosso- wszyscy znają moje imię, przyzwyczaiłam się- Naprawdę pani może!- przytaknęłam chłopcowi z uśmiechem- Dziękuję!
-Tylko błagam, daj mi cokolwiek zjeść... A jak masz na imię?
-Aruki. To może pójdę z panią?
-Dobrze.- odparłam i złapałam Springa, wstałam i powędrowałam z chłopcem do tawerny.
Zamówiłam sobie pieczonego kurczaka, z sałatką "Grecką". To wszystko, dziecku zamówiłam litr soku, przy czym sama go popijałam, a dla zwierzaka poprosiłam o sałatę. Zaczęłam tłumaczyć dziecku że nie każdy człowiek ma wystarczającą ilość energii by zostać magiem. Ja podobno miałam ich za trzech potężnych magów... Sprawdzić to musi mag, jeśli nie chcesz strzelać na ślepo przy ceremonii, dlatego zawsze przed tym dniem oferuje sprawdzenie tego wszystkim. Na tą chwilę nie było żadnego maga... Co jest dziwne. Odsetek ludzi którzy mogą stać się magami drastycznie maleje. Niepokoi mnie to. I to bardzo.
-Smacznego- powiedział chłopczyk patrząc na swój sok, gdy przynieśli mi potrawę.
Co tu wiele mówić, zjadłam ja z największą rozkoszą. Była pyszna, dziecku chyba smakował sok, a Springowi "sałatka". Poszliśmy do świątyni. Tam zawsze jest łatwiej skupić, po za tym to jutro przyjdzie im wybrać czy mogą być magami. Zazwyczaj, wtedy taki ktoś uczęszcza na nauki do magów z okolic. Odkąd pamiętam, byłam wstrętnym nauczycielem... Rzadko co jestem tutaj, i nie umiem dobrze tego wytłumaczyć, zawsze robił to Spring...
-Dobrze to co teraz?- wyrwał mnie z zamyśleń Akira- Miała pani sprawdzić, czy mogę być magiem...
-A-ach... Tak, tak, już!
Dziecko wystawiło dłonie przed siebie, a ja sprawdziłam. Byłam w szoku, na pewno moja mina wyglądała na zszokowaną, obraz drżał, tak samo jak tęczówki. Chwilę mi zajęło uspokojenie się.
-Idziemy do twojego domu. Muszę porozmawiać z twoim tatą.
-Mamą, tata umarł broniąc mnie, mamy i mojego rodzeństwa.
-Przepraszam- odparłam- Może, chcesz polecieć do domku?
Ucieszył się na te słowa. Byłam zadowolona że wywołałam już kolejny uśmiech dzisiaj. Aruki wziął Springa na ręce, a ja rzuciłam na nich czar, który pozwala oszukać grawitację przez około 5 minut, wystarczająco, jak na tak krótki lot.
-Dalej- powiedziałam unosząc się już w powietrzu- daj mi swoją dłoń!- uśmiechnęłam się najszerzej jak tylko mogłam.
Złapałam go i powoli unieśliśmy się wzwyż. Zachwyt w jego oczach wyrył mi się w pamięci na wiele lat, a może i na wieczność? Udaliśmy się do domu chłopca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz