niedziela, 8 maja 2016

Hikari ni Sekai ~ Rozdiał 5: Powrót przyjaciela

      Po skuciu chłopaka z odruchu opatrzyłam jego ranę. zawiązałam na nodze szczelnie materiał, po czym posadziłam go na Springu, a sama usiadłam za nim.
-Pójdź do namiotu...- zwierzak spojrzał się na mnie smutno- Mam nadzieję że ktoś tam już czeka... Czuję się coraz gorzej...- On zemdlał z powodu ubytku krwi, a ja z powodu wciąż tkwiącego we mnie zatrutego sztyletu. Nie wiem co się działo ale obstawiam, że szybko zabrali nas do kwatery głównej i Sakura już tam była. Chłopakiem mogli się zająć moi ludzie, przez co on został uleczony szybciej jak ja.
      W momentach kiedy się budziłam, pytałam się czy on żyje. Kiedy otrzymałam informacje potwierdzającą, nakazałam zamknąć go w naszej celi na takich jak on, i zawiązać oczy białą szmatką. To było dla jego dobra... Długo wracałam do siebie bo prawie miesiąc. Trzy, a w sumie cztery osoby siedziały obok mnie przez cały czas trwania kuracji. Oczywiście, blond śpiewaki które, same przez pierwszy tydzień leżały i spały- regenerowały siły. Mój mały pluszak- czytaj jako: Braciszek. No i Feniks, który co chwila przychodził sprawdzać jak się czuję.
       Jest on  moim zastępcą. Dlatego w razie gdyby jednak coś się ze mną stało on przejmuje dowództwo. Jest do tego najlepszą osobą spośród wszystkich. idealny logistyk, rozplanuje prawdopodobne zagrożenia czyhające uniwersum, bierze poprawki na wszystko. Przewyższam go tylko w rozplanowaniu bezbłędnego ataku.
       Gdy byłam już zdrowa postanowiłam przesłuchać delikwenta. Gdy podeszłam do celi znów słyszałam łkania i rozpacz chłopaka.
-O-ona się martwi... Będzie jej smutno... A tyle jej pomagałem... Rossa, przepraszam cię... Za wszystkie moje ewentualne kłamstewka, za moją oschłość, za to że nie miałem czasu...- W oczach zebrało mi się na łzy, chciałam podejść i utulić go, po czym powiedzieć że jestem tu i jest bezpieczny... Ale w ostatniej chwili wezbrała we mnie wściekłość za to co chciał zrobić mnie, i wiosce pod moją opieką. Wycofałam się w tył, i zniknęłam w swoim biurze. To był pierwszy dzień gdzie pozwolili mi wstać, i przejść się kawałek. Ku mojemu zdziwieniu, na moim kawałku podłogi urzędował tylko Spring... No tak, trzeba pójść z nim do kryształu.
       Zaczęłam zastanawiać się nad sposobem przesłuchania tego gnoja... Po dłuższej bitwie z własnymi myślami, zatwierdziłam poniekąd plan zemsty.
-Zwiększyć rację żywnościową. Przygotować do przesłuchań za 72 godziny.- wydawałam krótkie komendy do mikrofonu- Przesłuchuje nasz nowy... Który nie jest takim jak my, ale nieśmiertelny, już jest... Pójdę po niego.
       Skupiłam się, i pociągnęłam wyprostowaną ręką przed sobą. Rozcięłam powietrze przez co wyłonił się portal. Wzięłam brązową kulkę na ręce i postawiłam jedną nogę w przestrzeni bliżej nieokreślonej, ale obstawiam że to mój dom w uniwersum zwierzaka.
-Rossa, NIE! Jesteś za...!- nie zdążył bo zniknęłam w innym wymiarze.
-... Za słaba... Tak, wiem dziękuje za troskę, kolejny portal otworzę dopiero za siedemdziesiąt godzin.- mówiłam pewna że panikarz mnie słyszy...
-Problematyczny z ciebie szef...- wydukał- Niech ci będzie! Ale ni minuty wcześniej!- rzucił lekko zdenerwowany. Podśmiewałam się pod nosem.
-Dziś się przeforsuje, ale opieka przez te 69 ( mmm... Wiem o czym myślicie xD ) godzin będzie perfekcyjna!- odpowiedziałam z uśmiechem, choć i tak mnie nie widział- Spring idziemy!
       Tak, dobrze myślicie, chcę go ożywić. I tak, on ma go przesłuchać, z moją pomocą, ale... Nie wiem czy jestem gotowa znów usłyszeć ten aksamit głosu, który wspierał mnie niezliczoną ilość razy... Rzuciłam czar i wzniosłam się w górę. Od mojego domku to przeszło 10 kilometrów!  Lotem będzie szybciej! Wylądowałam pod kwarcem, a mój płaszcz delikatnie opadł, i okrył najbliższe otoczenie, dosłownie po dziesięć centymetrów...
       -To co? Masz siłę by uspokajać bobra?- zaśmiałam się, ten w odpowiedzi stanął przy krysztale i go dotkną- Rozumiem przekaz...- wzięłam głęboki wdech po czym, wyciągnęłam przed siebie rękę i skupiłam w niej energię?- Gotów? Zaczynam. Mobiya reinkarnasyon sa iyang lawas mopasaylo milabay nga namatay sa wala pa ang mga tuig. Unsay nawala tuig sa wala pa. Bumalik ang iyang lawas, kalig-on ug ang panahon nga nahibilin kaniya. Kamatayon amot alang sa dalan mohatag sa ilang kinabuhi nga gusto sa molungtad. Ug ang kinabuhi, makadawat sa siga sa kalayo mapalong, nga kainit nabuhi. (Reinkarnacjo odstąp swego, ciało daruj temu co zmarł przed latami. Co znikł przed latami. Wróć mu ciało, siłę i czas mu pozostały. Śmierci oddaj swe żniwo życiu, które chce trwać. I o życie, przyjmij płomień wygasły, który ciepłem ożywiłam.- macie moje pobdakiwannia na polski xD)
        Zwierzaka ogarnęło zielonkawe światło- kolor jego włosów, to było najlepsze określenie. Biel pobrudzona zielenią, która znikała. Jej pogrom zmniejszył się jedynie do brudnych włosów chłopaka. Był w ubraniach więziennych Fali, i obroży. Ruchem dłoni, nakazałam mu podejść i zdjęłam z niego to ustrojstwo. Sama nie wierzyłam że znów go widzę, mogę usłyszeć jego śmiech, głos, zajrzeć głęboko w oczy. I mieć serdeczny dość zwierzaków w domu, które i tak kocham...
       Siedziałam po turecku, więc wstałam powolutku, o wątłych kolanach wyciągnęłam rękę przed siebie. Nie kazał mi czekać długo. Chwycił mnie i utulił, objął moje barki swą prawą dłonią. Lewą rękę ułożył na mojej głowie, przy okazji przyciskając łokciem moje łopatki do jego ciała. Jego czarne oczy były szare, wycieńczone, a po za tym pojaśniały od gorzkich łez które aktualnie zstąpiły na nas jak grom z jasnego nieba. Wtulił nos w moje ramię i zamknął oczy.
-5 lat to za długo...- powiedział po czym przytulił mnie jeszcze mocniej. Jedynie oplotłam jego pas, i skryłam twarz w szaro-fioletowym uniformie który aktualnie na sobie miał- Zdecydowanie... Za długo...
       Staliśmy tak jakiś czas, no dobra dłuższy czas. Po tym jak w końcu odsunęliśmy się od siebie i spojrzałam w jego stronę, to jego ciało, nadal było tak poturbowane jak przy tamtym wydarzeniu, słabe... Zdjęłam z siebie swój płaszcz i zarzuciłam go na niego, nie pozwolę mu tak tu chodzić. Jednak, nie na nogach wracaliśmy do domu. A na kłębie magicznego latającego pyłu, który zawiódł nas na miejsce w jakieś 40 minut, a nie parę godzin...
       Ubrał się w swój sweter, gruby puchaty, żółty sweter i jeansy, które przytargałam z mojego świata... W milczeniu pokazał mi się już umyty i ubrany, trzymając w ręku te ciuchy.
       Skwierczenie ognia, i trzaski elektroniki, towarzyszyły popijaniu kakaa. Siedzieliśmy na kłodzie, w sumie to on siedział, a ja w fioletowym sweterku, połowicznie leżałam oparta o niego. Było już grubo po zmroku, co za tym idzie robiło się zimno. Z uwagi na to że ciepło ognia z ubrań i elektroniki w niej zawartej oraz trzech kłód nie jest za duże, mieliśmy plecy okryte kocem. Zimno wpatrzeni ogień, patrzyliśmy jak zanika ostatnie wspominki o okropnej przeszłości.
­-Wiem... Nie powinnam... Ale czemu cię wzięli? Czego chcieli? Kto to wtedy zrobił? Widziałeś co zrobiłam?- przerwałam tym już około godzinną ciszę. I szczęście, i strach przed kolejną rozłąką wywierały na nas takie zachowanie.
-Wowowowo... Skarbie, za dużo pytań. Zacznijmy od po co. Dobrze?- wziął głęboki oddech- Bo mam tę moc co ty. Umiem otwierać te dziwne przejścia, ale za cholerę sie nim posługiwać. To jakieś portale, czy cu?- nie zostawił nawet chwili na odpowiedź, ciągną dalej- Chcieli mnie albo 'przywłaszczyć' albo zabić. A zrobił mi to ten, którego postrzeliłaś... To ktoś ważny, prawda? Normalnie zabiłabyś go jak tamtych... No i tak... Widziałem twoją furię... Widziałem większość, od jakiś 3 lat nie. Bo dotknąłem reinkarnacji, no i stałem sie ognikiem, postanowiłem cię znaleźć za wszelką cenę.... Dodatkowo, wiesz, że czar ożywienia, może wykonać tylko najpotężniejszy magik stojący na tej ziemi... Prawda?- pokręciłam przecząco głową- Oznacza to, że moja siostrzyczka jest najsilniejszą...
-Co?- spytałam z niedowierzaniem, po chwili odrzuciłam te myśli- Musisz kogoś poznać! Mamy nowego magika w wiosce! Musisz go poznać, od troszkę innej strony, Spring, ty zwierzaczku ty mój~- zażartowałam on go przecież zna, to Aruki oczywiście. Raczej to chłopiec pozna chłopaka.
       Po jakimś czasie zielonowłosy zagasił ognisko, i zaprowadził mnie do domu, jakoś tak ciężko mi było wstać... Zaprowadził do łóżka i pozostawił na chwilę, potem wrócił w swojej pidżamie, i z lekkim uśmiechem spytał.
-Jak za dawnych lat?
-Jak za dawnych lat.- odparłam i wsunęłam się w głąb łóżka, po czym czarnooki ułożył się obok.
-Tęskniłam/em- powiedzieliśmy sobie do ucha jednocześnie- dobranoc...- ostatnie na dziś przeznaczone słowa otuliły nas błogim snem.

~*~
Bo ja nigdy nie pisze to co powinnam. Ja piszę zawsze to na co mam wenę, a to było już... Ohohohoho i jeszcze dłużej... Tylko mam słabe łącze i tak jakoś ciężko mi się zbierało na przepisywanie tego na telefon i poprawki i wstawienie... Przyszedł wujo zabrałam mu transfer danych i tak oto jest~
Wszystko powoli się pisze, a Gami nadal zawieszone.

niedziela, 14 lutego 2016

Listy między nami ~One Shot na walentynki~

 Proste słowa... Zapewne otrzymujesz je co dnia... Od innej, za każdym razem, w innej czcionce, inaczej opisane- jednak wciąż to samo. Czy mój list wybije się spośród innych? Nie. Tak, jestem pesymistką, ale ja na to mówię realizm. To się robi nudne. Kiedy twoi znajomi mają milion razy więcej tych głupich świstków, są piękniejsze, lepsze. Masz mniej. Ale i tak, masz już tego dość... Jedni wszystkie niszczą, inni wszystkie czytają... Ja... Co ja bym zrobiła? Odpisała. Ale nigdy nie dostałam czegoś takiego, i nie dostanę tego, zapewne nigdy. Po co się kłopotać? Dla takiej szarrej nic niewartej myszy, która umie coś napisać, i tak nie za dobrze, ma słomiany zapał, jest gruba- bo chora. Słaba psychicznie wymagająca wsparcia... O nic cię nie proszę, no po za jednym... Uśmiechnij się! To teraz przejdę do rutyny... Mogę być jak inne, prawda? KOCHAM CIĘ! NIE ZNAM ALE KOCHAM! Czy coś w tym złego? Nie wiem. Ale wiem, że będę cię wspierać nawet bez twojej wiedzy... Stać mentalnie tuż obok... Obiecanki cacanki... Czyż nie? Jeszcze raz, pamiętaj że twój śmiech do mnie zawsze dotrze... Wesołych Walentynek!
             Zgięłam kartkę w pół, i wraz z drobną czekoladką w kształcie serducha wpakowałam do błękitnej koperty. Mam już serdecznie dość różu, czerwieni i podobnych. Więc dodam trochę chłodu bo tak mogę i nikt mi nie zabroni. Mimo tego że wiem, jak to się skończy- utonie w całej reszcie, nie łudzę się. Po prostu, robię to dla siebie. Nie będę miała wyrzutów że nic nie zrobiłam w kierunku szczęścia... Może jednak... Coś... Głupia!- pomyślałam chwilę potem i uderzyłam siebie po policzkach w skarceniu.
             Od paru lat za drobną opłatą istnieje poczta marzeń. Co to takiego? Nie wie nikt. Jednak powszechnie wiadomo, że list dochodzi do odbiorcy, nawet gdy nie istnieje... Jak to możliwe? Magia? Nowy pierwiastek? Portal? nie ważne... Chcę mieć takie sama... Polazłabym bóg wie gdzie, i cieszyłabym się wieczną magią... Mogą przesłać paczki, listy... A nawet ludzi... Tyle że wtedy to kosztuje miliony. Taki delikwent nie może powrócić, zawsze jest wysyłany list, że żyje. Wszystko może być kłamstwem, a tylko losowe sztuki mogą otrzymać odpowiedź od jakiegoś znawcy charakteru... Wszystko możliwe... jednak nadzieja umiera ostatnia. Prawda?
             Spojrzałam się w rozgwieżdżone niebo i uśmiechnęłam się krucho. Czemu serce bije jak szalone? A ja jestem roztrzęsiona? Skoro wiem że to się nie uda? Ah... Miłość nie jest mym sprzymierzeńcem i tym razem też musiałam się poryczeć co? Rano wyślę ten list...
             Jak mówiłam tak zrobiłam... Nadal mam nerwy! Jestem czerwona! Pani z poczty była miła... Ale... Ale... I tak to za wiele! Zsunęłam się po ścianie mojego pokoju i skryłam twarz w kolanach. Ciekawe jak to się skończy...?

*Yukine's pov*

             -Yukine! Idź po te moje listy! Walentynki! Trzeba czekoladek poszukać!- znów krzyczy... Co on leci na czekoladę? Chociaż je czyta, ale no... Jak tak można?
Jest zabujany w Hiyori, ona w nim... Kofuku już kombinuje jak ich spiknąć, ale w takich momentach jak na niego patrzę to mi się odechciewa... Ja pewnie kolejny rok bez listu co? Wstałem powolnie, i skrzętni omijając każdy najmniejszy list poszedłem do skrzynki. Gdy ją otworzyłem miałem wrażenie jakby wybuchła bomba atomowa. Wszystko wystrzeliło jak z procy i sparaliżowało wszystko dookoła! Wszystkie pakunki były różowe, albo czerwone, po niektóre białe. Odkąd Takamagahara [dopisek autora: Czyli niebo w noragami~] otworzyła pocztę między wymiarową by sobie dorabiać, Yato otrzymuje najwięcej listów... Kufuku, i Daikoku też coś dostali. Mnie chyba nienawidzą... Westchnąłem ciężko i zacząłem zasypywać boga nieszczęścia listami i paczkami.
Po wszystkim usiadłem obok bunkra boskiego z papieru i nic. Nudzę się nie mam co robić...
-Yukki, szukałeś czegoś dla siebie?- spytała mnie znienacka Kofuku.
-Po co... Skoro mnie i tak jak w zeszłym roku tu nie będzie?-spytałem. Niby mi pasuje, jednak tak trochę smutno...
-To otwórz któryś z moich!- stęknął niebieskooki- Sam wszystko będę rok otwierać, a wtedy dostawa kolejna.... Miej serce Yukine!- jak zawsze...
             Sterta listów... Przyjrzałem się dokładnie i wybrałem inny. W niebieskiej kopercie. Napis jaki ukazał się moim oczom rozpalił nadzieję w moim sercu. Chyba... śnię...
-L-list... do mnie?- spytałem sam siebie niedowierzając.
-MÓWIŁAM!-krzyknęła uradowana różowowłosa -MUSIAŁO COŚ BYĆ!
             Czym prędzej otworzyłem kopertę, przed czym starannie kilka razy przestudiowałem adres, gdyby się zagubił. Już wiedziałem że będę chciał odpisać. Przeczytałem go kilka razy, za każdym razem zwracając uwagę na łzy jakie były w jednym miejscu. Popłakała się...? Tym bardziej muszę jej odpisać!
Em... Hej? Przepraszam... Nie wiem co napisać... To... Od początku? Byłoby najlepiej, głupie pytanie. To, myliłaś się. Twój list jest pierwszym jaki otrzymałem. Yato ma ich górę i szuka w nich czekoladek i je czyta. Odpisał na dwa? Czy coś... To... Dziękuję? Czy to odpowiednie słowo? Nie wiem? Wiem że, jak przeczytałem słowa "KOCHAM CIĘ" zrobiło mi się ciepło na sercu, a w oku zakręciła cię łza. Czy cię pokocham? Nie wiem. Ale nie za wygląd, za to kim jesteś.Na pewno masz większe szanse, jak ktokolwiek inny ;) Dziękuje za czekoladkę, ode mnie dostajesz lizaka truskawkowego <3 Uwielbiam! I proszę... Nie wysyłaj mi nic słodkiego, po za listami, tym razem ja dorwałem się do słodkości, ale następnym razem zapewne Yato ją zabierze... Opowiem ci coś o sobie... Ale pewnie już to wiesz... Więc [...] to na tyle. Opisz mi swój charakter, tak jak siebie widzisz, co lubisz a co nie, jak minął ci dzień... Chętnie utrzymam z tobą konwersacje. A, jeszcze jedno... Nie płacz, bo sam tam przyjadę, i cię pocieszę! Buziaki, maluchu ^^


 PARĘ TYGODNI PÓŹNIEJ

*Nadawczyni pov's*

             Dostałam list zwrotny! O matko! O matko! To istnieje...- taka była moja pierwsza reakcja. Teraz piszemy ze sobą regularnie, dzień w dzień wręcz. Co dzień rano zanoszę list, wieczorem otrzymuje odpowiedź i odpisuje.... Yukki raz na jakiś czas wyśle mi drobne bym mogła opłacić wysyłkę. Nie jest to wiele, ale to miły gest... Kolejny dowód na to, że jeśli zrobimy krok do przodu możemy jedynie zyskać. Ciekawe, jak bardzo byłabym przybita, gdybym tego nie zrobiła? Chyba on też się we mnie zakochuje... A wszyscy mówią że to niemożliwe...

~*~
Późno, wiem... Ale jest! Shocik walentynkowy! W końcu moja miłość do Noragami została uwolniona <3 A konkretnie to do Yukkiego <3 Praca jest KONKURSOWA <3 Organizowana przez Natsumimanga.com ~Klik do konkursiku <3 ~

czwartek, 4 lutego 2016

Sekai no Hikari ~Rozdział 4: Ochrona

      Akcja, akcja, akcja- szeptałam bez przerwy pod nosem. Jakoś nastroić się trzeba. Zwierzak wciąż w swej ogromnej postaci patrzył bez przerwy na ręce Feniksa. Biedak drżał przy każdym wydechu braciszka. Bał się że zaraz trzaśnie ogniem i na głowie zostanie mu jeden, jedyny tlący się włosek. Sam taki obraz byłby dość śmieszny, biorąc pod uwagę że jego głowa jest idealnie okrągła...
      Podeszłam do puszystego stworzenia i poklepałam je pociesznie po garbie. Spojrzało się na mnie naburmuszone. Jakby, wzrokiem który kazał coś sobie przypomnieć...
-Mam! Feniks, pamiętasz jak złożyłeś obietnicę Springowi?- wyrwałam.
-Złapał się pierwszego lepszego chuchra i kazał się tobą zaopiekować i ?
-Spring stoi przed tobą. Może nie we własnej skórze, ale we własnej duszy~ Pewnie chce się dowiedzieć, co się działo przez 5 lat....
-A! T-to trzeba było od razu!- oderwał się od monitora i spojrzał na brunatną kulkę siedzącą tuż obok- E!?
-Energi mu zabrakło- burknęłam krótko.
      Wzięłam więcej powietrza w płuca, i znów zaczęłam sprawdzać mój ekwipunek. Spluwa automatyczna z pociskami paraliżującymi- jest. Kilka par kajdan- jest. Są podobne do tych co używają nasi przeciwnicy, no ale~ Różnica jest obecność demona w naszych.  Miksturki na żywotność, i na osłabienie wroga- są. Moje kochane dwa mieczyki też są, ale bez nich to ni rusz. Bicz- tego mi brakuje! Hm... O! Spadł na ziemię! Podniosłam go, i odhaczyłam na memorycznej liście jego obecność. Wszystko jest, ubrałam się w ekwipunek, i ze smutkiem stwierdziłam że jest ciężki. Natychmiastowo rzuciłam czar przyspieszenia. Zwierzak popatrzył się na mnie z niedowierzaniem- trwa on do zdjęcia, ale przez to męczę się szybciej. Zawsze kiedy chciał go użyć- zabraniałam. Za wiele energii kosztowałoby go to. A nie powiem- że miał jej dużo mniej jak ja.
      -Alarm! Alarm!- rozbrzmiał systemowy głos auto-obronny, a wszystkie światła zaczęły migotać ostrą czerwienią- Wykryto portal! POWTARZAM! WYKRYTO PORTAL! Przewidywany czas 40 sekund. Częstotliwość 300Hz! ALARM! POWTARZAM SEKWENCJĘ!- zanim miły głos ciągną dalej ja już byłam daleko po za namiotem. Wstrzyknęłam odpowiednią ilość energii mojemu kompanowi, i dosiadłam jego garba. Na każdą osobę przechodząca przez portal potrzeba około miliona herców. Stawiam na około 10 osób.
      Wiedziałam że portal będzie przy klifie- najkrótszej drodze do kryształu. Na wszelki wypadek postanowiłam dobrnąć do celu tak, by mieć tę drogę na oku.
      Gdy byłam już około 20 metrów od klifu, poczułam zapach Portalu. Jest on bardzo specyficzny, jakby, węglowy? Nie umiem powiedzieć. Odruchowo spojrzałam w odpowiednią stronę. Był. Był tam zielono-niebiesko-fioletowy portal. Ale jak to? Mam jeszcze 10 sekund? Wytężyłam wzrok. Raz... Dwa... Trzy...Cztery... Pięć... Sześć... Po chwili portal się zamkną. Sześć? Tak mało?
-Drużyna A na wioskę. Ja jako drużyna B idę po kryształ.
Miło słyszeć, że będzie zabawa. Mają około 300 metrów w obie strony. Szepnęłam informacje do mikrofonu. Pięć osób idzie na wioskę, bez problemu, nawet blondyni by ich rozłożyli na łopatki, bez większego i zbędnego wysiłku. Uśmiechnęłam się szyderczo. Pewny siebie? Czy tak silny że jest zespołem jak ja? Przeskanowałam wzrokiem jego widoczny ekwipunek. Miecz, pistolet plazmowy, i o zgrozo, kajdany... Te naszyje, osłabiające... Hm... O ile pan w czerni nie jest mi straszny, moge bać się pistoletu, póki nie strzeli i nie spudłuję nie znam jego zasięgu i działań. Chłopk ruszył , a ja już bez zbędnych ceremoniałów za nim.
      Po średnio 10 sekundach wystrzelił w moją stronę pocisk plazmowy. Na szczęście uniknęłam go. Niebieski- przenoszący, prawdopodobnie di ich bazy. Oh, jakbym ja tak się tam znalazła... To... Uhuhu! Biedna główna baza. Blondyn nie przerwał biegu. Parł na przód z całą swoją prędkością. Szybki, szkoda że mam te toboły.... Spring prawdopodobnie go rozpoznał, i spluną nań ogniem.
-A TEN LAS! UWAŻAJ TROCHĘ!- krzyknęłam na zwierzaka i pobiegłam szybciej. Chłopak jakby powstrzymywał się od walki. Gnał dalej w stronę kryształu.
-Dość łaski!- krzyknęłam po czym pobiegłam jeszcze szybciej, chwyciłam prawe ostrze, i wyprowadziłam cios z nad głowy, celując w ramie chłopaka. Przewidziałam blok. I dobrze zresztą. Chłopak wywinął się do tyłu i szerokim na około dwadzieścia centymetrów mieczem zatrzymał cięcie dla niego prawdopodobnie śmiertelne. Mierzyliśmy się wzrokiem przez przeszło sekundę, to co ujrzałam strasznie mnie zszokowało. Kiedy jeszcze wisiałam w powietrzu, zamachnęłam się nogą i kopnęłam go w brzuch. Kaszlną i odbiliśmy się od siebie, na średnio 10 metrów.
-Wiesz...- zaczął lekko złamanym głosem po ciosie w przeponę- Mam dziewczynę... Naprawdę ją kocham... Dlatego...- oparł się na mieczu i staną stabilniej. Korzystając z okazji że mnie nie obserwował chwyciłam za bicz, umieszczony u dołu moich pleców- NIE SKOŃCZYSZ ZE MNĄ TAK ŁATWO!- wykrzyczał kolejny raz i ruszył na mnie. Najpierw prawe ostrze skierowałam przed siebie, ustawiając je w jego stronę. Uśmiech na jego twarzy podpowiedział mi że zaatakuje z przeciwnej strony. Bez zawahania uderzyłam skórzanym biczem w jego ramię. Nie spodziewał się tego. Odskoczył w tył, a ja ruszyłam z kolejnym natarciem. Skupił się na mnie, byłam pewna że oberwę, gdyby nie mój kompan, oczywiście. Kula ognia powędrowała wprost na niego, przez co znów musiał się cofnąć. Odskoczył chyba w ostatnim momencie. Przykucnęłam na chwile, żeby odbić się gdy ogień zniknie. Znów, cios znad siebie, śmiertelny, gdyby nie dwa sztylety. Najpierw krzyżując je przesuną ostrze tak by wbiło się w ziemię, a potem wziął zamach i wbił mi sztylet w lewe ramię. Zapewne zamiarem było serce ale nie zdążył. Syknęłam głośno i odbiegłam od niego pod osłoną ognia, który aktualnie go zajmował.
      Pieczenie i pulsacje, poinformowały mnie o jeszcze większym problemie niż rana. Trucizna, prawdopodobnie na podstawie metali ciężkich które wyżerają tkanki. Są one niebezpieczne, i to właśnie zagraża mojemu życiu. Widziałam zielonkawy płyn na końcówce sztyletu. Sięgnęłam do saszetki, i znalazłam probówkę. Pobrałam trochę płynu, zabezpieczyłam go i schowałam tak, by sie nie wylał pod żadnym pozorem. Jeśli szybko tego nie skończę zginę. Zaczęłam się leczyć, póki zwierzak jaszcze dawał radę go zajmować.
-Feniks!- powiedziałam do mikrofonu- Potrzebny medyk, i spec od odtrutek.
-Uniwersum? Naruto?- spytał pośpiesznie, wiedząc że stało się coś złego.
-Byle szybko- wymówiłam to z nutą stresu w głosie.
      Postanowiłam wykorzystać kolejną broń, tym razem palną. Tak, chwyciłam za pistolet, i zaczęłam ostrzeliwać naszego zdrajcę. W tym momencie oboje jesteśmy w sytuacji dwa na jednego. Ja i Spring na niego. Oraz On i uczucia na mnie. Nie wiem czy mi się uda. Mam nadzieję że tak. Prawdę mówiąc zabiłabym go gdyby nie moje zawahanie się przy drugim natarciu...
-Głupie uczucia...- szepnęłam pod nosem, i tym razem wycelowałam celnie w jego nogę. Postrzeliłam go w udo. Zobaczyłam czerwony strumień krwi, który potwierdził moją obawę i szczęście- strzał w aortę. Pobiegłam do niego i skułam kajdanami. Potem zabrałam jego kajdany i dodatkowo, zapięłam je na nim. To nie pozwoli mu się ulotnić poprzez portal.

~*~
Dobry ! Witam i się kłaniam, wena powróciła to jest rozdział, przepraszam że nieregularnie, ale pracuje nad kilkoma projektami... Więc wybaczcie >.<