środa, 23 grudnia 2015

Sekai no Hikari ~Rozdział 3: Tasowanie

      Rozmowa z jego matką była naprawdę delikatną sprawą. Jednak udało mi się. Dzieciak ma zadatki na naprawdę dobrego i silnego magika. Tylko żeby ten był cały, i zdrowy po moim odejściu stąd na jakiś rok. Pewnie wyślą mnie do czegoś mangowego, bo sami nie ogarniają języka i za wiele tam nie poszaleją. Nie dogadają się, czy coś. Ciekawe kiedy mnie do rodziców puszczą... "Rodziców" to pojęcie względne. Ci co mnie zaadoptowali.
-Dobra Aruki!-krzyknęłam- Będziesz magikiem!
-Naprawdę!?
-Naprawdę!- odparłam- Nie będzie mnie do pół roku, więc będziesz musiał się uczyć zaklęć i teorii na blaszkę.- pstryknęłam palcami i na stole pojawiło się 10 książek z teorią magii-Powodzenia.- powiedziałam uszczypliwie.
-A-aruki... Jesteś pewien?- spytała lekko zszokowana jego matka.
-Tak mamo! Chcę być magikiem choć w połowie tak silnym jak pani Rossa!
      No cóż, bywa i tak. Wytłumaczyłam mu same początki. I wróciłam do siebie ze Springiem na ramieniu.
-Masz wybór.- powiedziałam siedząc na łóżku- Idziesz ze mną do innego wymiaru, albo zostajesz tu pod opieką Arukiego.
Jedyne co zwierzak zrobił to wczepił się bardziej w moje ubranie w geście "Nigdzie nie lezę"
-Ale i tak będą takie uniwersa do których za Chiny ludowe cię nie zabiorę!- powiedziałam przekornie.
-Hi!- potwierdził z najszczerszym uśmiechem jaki widziałam od lat.
-Dobrze, jutro wracamy do biura na jeden dzień, potem średnio tydzień kontroli u śpiewaków i zadania, gotów?- spytałam a on przytaknął

***

      Następnego dnia byłam w biurze z rana. Dziwne jak na mnie. Chciałam szybko to mieć za sobą. Ze zwierzakiem na ramieniu szłam powoli przez miasto z jedną słuchawką w uchu, drugą dzierżył mój puszysty przyjaciel. Nie zrażał się do muzyki japońskiej. W sumie, to dobrze, przeżyje ze mną wśród śpiewaków. Kroczyłam przez miasto i obserwowałam wszystko i wszystkich. Z czego wiem fala teraz działa zawzięcie tutaj. Co może być dowodem kolejnych przetrzymywanych. Jednak każdy z członków jest przez nas obserwowany, znamy większość ich ruchów. W gęstym tłumie ludzi zauważyłam blond czuprynę- Mojego chłopaka.
-Spring! DO TOREBKI MIGIEM!- czmychnął z prędkością światła do mojej torby na ramieniu, zapięłam ją, nie udusi się, na szczęście, jest lekko podziurawiona... Zrozumiał przekaz i nie wyściubiał nawet nosa przez drobną szparę, siedział cicho, jakby go nie było.
-Hej!- wykrzyczał już z daleka- Cieszę się że cię widzę!- ciągną dalej nonszalanckim tonem.
-Alex! Hej!- odpowiedziałam mu uśmiechem- Nie wiedziałam że wróciłeś.
-I ja też...- odparł już nie krzykiem, bo staliśmy obok siebie, cholernik jeden wyższy ode mnie...- Też nie wiedziałem że wróciłaś...
-Wczoraj wieczór, a nawet dziś rano, dziś znów jadę...- powiedziałam już trochę spokojniej.
-Ja wróciłem z tydzień temu, jadę dziś, szef powiedział że jak nie będzie konkurencji to w 3 miechy się zawinę... No cóż, śpieszy mi się, do zobaczenia skarbie~- rzucił już na odchodnym.
-Pa!- wydałam z siebie okrzyk, krótki, i jakiś bez uczucia.

***

      Jesteśmy przyjaciółmi od czasów Gimnazjum. Był jedynym, który wiedział o wszystkim co się działo w moim życiu. Najpierw powiedziałam mu, jak patrzę na świat. Po około roku znajomości, płakałam mu na ramieniu jak bóbr z powodu śmierci ojca przez głupi błąd lekarski- za dużo środku nasennego. Nie mogłam się z tego otrząsnąć, i w sumie, sama w sobie sytuacja gdy powiedziałam mu o tym, była dość tragiczna.
      Pomimo tragicznej wieści, postanowiłam pójść do szkoły. Jednak ciężko było mi nawet iść przed siebie, wolałam się cofać razem ze wspomnieniami, do przeszłości. Gdzie pośród mgły, śmiechu i łez, stał człowiek którego podziwiałam. Który zniknął bezpowrotnie.
      Dziewczyny z mojej klasy jednogłośnie stwierdziły że gorszy dzień, i muszę przetrzymać. Nic nie pomagały, nie pytały się. Fakt, często po prostu miałam dzień, w którym lepiej było zachować kilometr odstępu przy kichaniu, i tyle samo gdy się do mnie cokolwiek mówiło, jednak to nie ten dzień. Ubrana w czarną bluzę po tacie, przydługą, i przydużą maszerowałam na skazanie- Niemiecki. Nauczyciele nie pytali mnie tego dnia od samego rana, nie zwracali uwagi, gdy zasypiałam, chyba mama napisała wiadomość, w chwili gdy była trzeźwa. Mimo słuchawek w uszach, usłyszałam przelotnie "Idź po niego, Annie, może na niego nie nakrzyczy? I zareaguje inaczej"-głos Katriny otarł się o moje uszy, po czym dosłyszałam jeszcze Annie. " To nie jest dzień, jak zwykle, coś jest nie tak..." NO BRAWO!-jęknęłam wtedy w duchu, niezbyt dobrze łącząc fakty, z grzywką na pół ryja, Nie. Na cały ryj. Szłam powolutku przed siebie, zostając w tyle za klasą.
      Poczułam opór, który nie pozwalał mi iść ani przed siebie, anie do boku lewego, czy prawego. Śmiejący się, irytujący opór, który mi się podobał. Ściągnął w tamtej chwili moje słuchawki, i zablokował jakąkolwiek ucieczkę swoimi ramionami, po polsku mówiąc- przytulił.
-Co się stało?- szepnął do mojego ucha w tamtej chwili.
Powoli otworzyłam oczy, wyglądały jak drobne szmaragdy, zaszklone łzami oczy szybko omiotły okolicę. Zdyszana Annie, i przyglądająca się wszystkiemu z ukosa Katrin. Głęboki oddech. wyciągnęłam ręce przed siebie i przycisnęłam się do niego, tak mocno jak tylko umiałam.
-Mój... Mój... Mój tata nie żyje...- Powiedziałam po kilku minutach, po czym już naprawdę, boskie siły nie mogły mnie uspokoić. Płakałam jak bóbr, pamiętam że dyrektorka zwolniła nas już do końca dnia, siedzieliśmy cały czas w pokoiku relaksacyjnym, "siedzieliśmy", raczej leżeliśmy na leżance... I to wydarzenie zaważyło nad naszymi relacjami, lecz teraz jest zupełnie inaczej...

***

      Jestem już u "Vokawyjców"- jak to poniektóre osoby mówiły... Ze Springiem, niczym z duszą na ramieniu, i mieczykiem Gakupo przy pasie. Truptałam przez opuszczoną dotąd szkołę. Gimnazjum które miało być zamknięte, ze względu na prywatną szkołę za rogiem z dużo lepszą reputacją, wykupiliśmy budynek, i tak oto to ich nowy dom.
      Co do uniwersum, takie jak nasze, tylko trochę inny wygląd, taki animcowy. No w innym miejscu ich nie umieszczę za CHINY!
      Dobrze zachowany budynek, który z otwartymi drzwiami, przywitał mnie gościnnie. A dosłownie, sekundę po przekroczeniu progu, przewalili mnie blondyni. Wszyscy. Len, Rin, Yuu, SeeU, SeeWoo, Lily, Akita, Oliver, Yoho(loid), Leon, Mayu... Nie, nie miała siekiery... Po prostu rzucili się na mnie w euforii. Spring, był cały. Zdążyłam go przytulić i uchronić przed ich uściskiem.
      Okazało się że najbezpieczniejszym miejscem pupila stał się czubek mojej głowy. Innego wyjścia nie widziałam, jak i zresztą on. Miałam wakacje od wszystkiego na przeszło dwa tygodnie, wesołe, pozytywne, pełne śpiewów, dyskotek, ciepluchnego jedzonka ( <3 ).
      Na odchodnym, wpadłam na zdyszanego Feliksa.
-Rossa!- zdyszany wpadł na piętro gdzie siedzieliśmy w ostatni wspólny wieczór na dłuższą metę- Twój wymiar...- dodał po chwili- CHCĄ UKRAŚĆ KAMIEŃ PAMIĘCI Z TWEJ WIOSKI! I WSZYSTKICH WYTŁUC!
-CO???!!!- wstałam ekspresowo, a zwierzak zaczął warczeć, pokazał kły, o których nie miałam zielonego pojęcia. Zęby tak straszne i ogromne, że wszyscy zgromadzeni się go wystraszyli. Byłam zmuszona wziąć go na ręce.
-Kwarc ten daje żywotność wielu istotom, chcą go skraść, by z tych istot pozyskiwać wiele surowców, typu mięso, futro, rogi. I ewentualnie, nowy pierwiastek- Magii.
-Zniszczę...-szepnęłam pod nosem- zniszczę, jeśli tkną miejsce w którym był braciszek!
-Rossa!- krzyknęła Miku- Czy Love is War się przyda?
-Nie, to troszkę bardziej, ludzka akcja, prędzej jakiś straszny demon, czy coś... Albo Karakuri Burst , lub Mistole, czyli perypetie o naszej jemiole kochanej plus, niebieska i czerwona magia.
-Idziemy.-Rzucili jednocześnie, główni zainteresowani, chciałam już zaprzeczać- Wykradniemy się za tobą, jak nie pozwolisz- ciągnął Len- Już raz to zrobiliśmy, pamiętasz? Uratowaliśmy ci szanowne cztery litery z pomocą Karakuri Busrst.
      Vocaloid- syntezator głosu. Dla mnie jednak, w 100% są to przyjaciele, bez wyjątku. Każde z nich śpiewa, jednak w szczególnych przypadkach mogą "aktywować siłę" danej piosenki na 48 lub 72 godziny. Często to stosują Kagamine. Upierają się by mi pomagać. Dlatego ich mogę zabrać na starcie, nie boję się, jedno i drugie umie zabić. Jednak potem są osłabieni, i potrzebna jest im specjalistyczna opieka medyczna, bez niej ani rusz. To mnie zawsze martwiło... Opieka medyczna. Medyczny ninja się kłania~ Ta się siedziało w Naruto około 30 lat, to się ma.

***

      I tak poszli. Akcje zaplanowali na jutrzejszy ranek, nie miałam wiele czasu. Trzy jednostki mnie nie licząc, plus Kagamine. Wystarczająco. Obudziłam całą ludność z wioski, całą.
-Aruki!- jęknęłam w tłumie- Aruki!- chłopak pomachał mi wiązką światła.
-Jestem! Co się dzieje!? Mogę pomóc?!- spytał pośpiesznie.
-Będąc szczerym, dowiedziałam się, że ktoś chce napaść na wioskę... Nigdzie nie idziesz, to Niebezpieczne.- Powiedziałam- Spójrz, tam jest ognisty Feniks, a tam, wodna Sójka ( dopisek autorki: tak, bo tak mi to ładnie brzmi). To moi przyjaciele, oni wraz z piątką moich przyjaciół ubranych na czarno, będą was bronić. Jeśli ktoś wejdzie do środka waszego zbioru, obezwładnij go. Umiesz już, prawda?- dopytałam się chłopca- Nie martw się, wrócę... Na pewno...
-O to się nie martwię!-rzucił prędko- A ja za to wiem kim jest Spring!
-Hę?- zdezorientowana odchrząknęłam się tylko- A, że nazwa? No mów.
Kucnęłam przy chłopaku, a Spring widocznie zadowolony z tego faktu przysiadł mi na ramieniu.
-To Ognik duszy.- powiedział przymykając lekko oczy, by sobie wszystko przypomnieć- Jest to zwierzak, który przyjmuje duszę ludzką. Większość z nas stanie się nimi po śmierci. Przychodzą do ludzi tylko i wyłącznie, gdy znajdą swoich bliskich, a to oznacza że...- zwierzak cmoknął mnie w polik i uśmiechnął się promieniście.
-Braciszku...- jęknęłam pod nosem i przytuliłam go tak mocno jak mogłam, by nic mu nie zrobić.
-Podobno przy krysztale świata, można takiego ożywić... Z tym zaklęciem.- podał mi zawiniątko do ręki- Choć, musi tego chcieć i on...- dodał smętniej.
-Dziękuję, Aruki. Zapewne nie pamiętasz, ale... Kiedyś w wiosce było dwoje magików, Zmarł, ratując mnie...- wzięłam głęboki oddech i miałam już iść- To co... Braciszku znów uratujemy świat?
-Mogą zamieniać się w bestie wojenne.- powiedział brunet- Gdy przekażemy mu trochę energii magicznej, zamienia się w ogromną bestie czteronożną, ogromne kły i tak dalej...- powiedział dalej, demonstrując wszystkie straszności rękoma. W porównaniu z powagą sytuacji, to było komiczne.
-Wiesz, wolę nie próbować w tłumie...- dodałam z uśmiechem- Dobra, Braciszku, uratujmy świat!- Krzyknęłam zawzięcie i ruszyłam przed siebie, przedzierając się przez tłum.
      Kolejny raz już biegłam przed siebie. "Kai" Krzyknęłam komendą w myślach, i w salcie do przodu około półtora metra nad ziemią. W moich dłoniach pojawiło się jedno ostrze i bagnet.. Przekazałam zwierzakowi trochę mocy magicznej. Stał się czymś podobnym do lwa, tyle, że paszczęka większa.
-Spring, umiesz coś jeszcze?- w odpowiedzi jedynie buchnął mi kulą ognia z paszczy- No masz ci los, tylko mi ich nie spal, biorę do niewoli, zemszczę się...- Spojrzał na mnie maślanym wzrokiem.
      Nie pozwolę, zniszczyć im mojego świata. Bezpiecznego zalążka, które jest moim kątem w całym labiryncie światów. Rzucę światło, Światło Świata, na każdy kąt w którym byłam choć raz. Zatrzymam choć miałabym wyrżnąć ich w pień...- Takie myśli mnie cały czas nękają. I nigdy nie odważę się zmienić tych słów! TO DEKLARACJA!


~*~
Szczerze nie wiem czy wam to się spodoba... Ale to jest coś dla mnie. Stwierdziłam "A może ktoś to będzie chciał czytać?" jak nie to nie ^^ Teraz już powoli lecz widocznie zobaczmy na drogę gdzie widać, co konkretniej maniaczę... No cóż...
NO ALE! Misie wy moje! Za wszelkie osłony dziękuję. Nadzieję mam że się podobało!
Słuchajcie, jest to okres przed świąteczny... Więc... Wszystkiego najlepszego! Zdrowia! Rodzinki! Uśmiechu! Pomyślności! Dobrych ocen/zarobków/planów na przyszłość! Wszystko się przyda! Miłego mikołaja, któy nawet jeśli nie przyniesie wam tego dużo, i tego co chcecie, to żeby dał wam to od serca, a nie dla zasady bo to jest ważne! Wszystkiego co najlepsze! A kolejne plany się snują... Muszę przyśpieszyć pisanie Hikari i  Gami, ponieważ mam za wiele pomysłów. Dawajcie mi w komentarzach znać, z czego chcielibyście FF... Mam zamiar coś opublikować z tego podgatunku, a w rękawie mam tego sporo.
DO NASTĘPNEGO~~~

sobota, 31 października 2015

Wampirzy akt ~One Shot~

Dziewczyna powoli podążała ciemną ścieżką. Długi płaszcz biały jak śnieg ciągnął się za nią. Szara bluzka odsłaniała jej szyję i ramiona, jasno szare proste czyste dżinsy. Jedynymi czarnymi odznakami na jej ubiorze były ramiączka stanika widoczne na jej ramionach odsłanianych przez materiał cienkiej bluzki, oraz dwa czarne guziki przy kołnierzu płaszcza. Podążała tak przed siebie nie spoglądając na świat. Zamknięte oczy, z długimi rzęsami i ozdobione przerażającym kolorem kości. Twarz bez ekspresji, niczym głaz nie pokazywała niczego. Długie niczym płaszcz fiołkowe włosy zakręcone jak sprężyny, falowały przy lekkim wietrze prostując się nieznacznie. Dodając niewiaście kolejnych uroków.   Zatrzymała się. Wyczuła że coś się zbliża. Około 10 centymetrów przed jej twarzą, przez mroczną ścieżkę z zawrotną prędkością przedarli się stado wilków gonione przez równe liczne zgromadzenie duchów. Zjawy wlekły się za zwierzyną wydając z siebie dźwięki cierpień i grozy. Garstka z końca łańcucha pogoni zatrzymała się przed dziewczyną, z nadzieją że stanie się ich pokarmem. Cała trójka zatrzymała się przed jej twarzą. Wykrzywiły paszczę otwierając ją do granic możliwości. Donośne krzyki mordu wypełniły najbliższą okolice. Nie wszyscy są w stanie je dosłyszeć, ponieważ to usypiająco osłabiający ultradźwięk. Ci co jednak to słyszą, są bezpieczni. Jedyne co to nieprzyjemna stymulacja neuronów słuchowych. Pani bieli powolnie uniosła powieki. W polu widzenia niewolników śmierci ukazały się czarne oczy. Nie zwyczajne, czarne oczy. Każde przedzielone na pół, cienką białą, prostą linią z załamaniem na środku na wzór kła. Kolor u góry to przerażająco głęboką czerń, a odznaka dolnej części oka to szarość, przełamana niewielką ilością czerni. Rozchyliła lekko blade usta i syknęła na zjawy. Niebieskawe duchy przeszył wnet dreszcz. Zamknęły paszcze i w mgnieniu oka znikły jej z pola widzenia. Znów przymknęła powieki, zakrywając nimi świdrujące ślepia. Kroczyła dalej przed siebie, bazując jedynie na dźwiękach i tym jak powietrze muskało jej twarz omijała przeszkody, wybrzuszenia, i dziury w ścieżce. "Nie schodź z niej, bo nigdy nie znajdziesz powrotu. Tylko twój cel odnajdzie się w tym gąszczu"- w tym momencie przez myśl znów przeszły jej słowa siostry. Która stała się jej posiłkiem jakieś pół wieku temu. Wmawiała sobie że to kolej rzeczy, ale prawda jest taka, że albo ona to zrobi, albo obie zginą. To nie był jej wybór. Wybór jej siostry. Napiętnowała ją samotnością i  niezliczoną ilością kart cierpienia, przerażenia i śmierci. Którymi obdarowywoje swoich przeciwników, zbierając żniwa. Delikatne wibracje powietrza musnęły jej dłoń. To śmiech. Nieregularne ruchy, równa częstotliwość, zmieszana z odgłosem szelestu pomarańczowych liści jesieni, oznajmiała że zbliża się w jej stronę. Jej cel. Tak niełatwy do namierzenia, tak trudny do uchwycenia, sam do niej nadchodzi, by rozprawić się z nią jak próbował postąpić z jej siostrą. Roztworzyła oczy, a w gęstwinie ujrzała białe włosy o błękitnych końcówkach. Dla kontrastu rozbłysły różowe oczy, tak samo specyficzne jak jej. U góry ciemniejsze u dołu jaśniejsze. Włosy przysłaniały jedno z nich, jednak nie umiała określić które. Ubrany w czarną marynarkę obszytą bielą i w koszulę o tym samym kolorze. Pod kołnierzem odznaczał się czerwony krawat. Spodnie miał czarne, a buty to najzwyklejsze trampki. Uśmiech ukazywał jego chuć i pożądanie krwi. Młodzieniec- stwierdziła w myślach- wciąż nie wie jak postępować. Wodziła za ni wzrokiem i spokojnie stała w bezruchu. Czekała na jego poczynania. Przymknęła oczy, gdy przyśpieszył kroku w jej stronę. Ciemność ogarnęła jej umysł wraz z hukiem jaki wystraszył kruki okolicy. Była gotowa na taki obrót akcji... Nie... Ona była pewna tego co on zrobi i co się stanie.
Podążał w głąb lasu z dziewczyną przełożoną przez ramie. W gąszczu odnalazł drugą ścieżkę ozdobioną dyniami na których widniały przerażone arcydzieła sztuki. Idealne odwzorowania ekspresji twarzy odwzorowywały strach przed śmiercią, ból, przerażenie i słabość. Co więcej każdy z portretów należał do kobiety. W młodym wieku, podobnym do czarnookiej. Wszystko to było w zasobie jej wiedzy. Otworzyła oczy i zerknęła na ostatnią z dyń- siostra. Jej siostra.
-Hohohohoho...- odezwał się pogardliwy głos chłopaka- Obudziłam się?- spytał ironicznie z uśmiechem- Może się czegoś napijemy?
-Chyba miałeś na myśli "napiję" śmieciu...- syknęła przez blade usta niewzruszona jego zachowaniem.
-Niegrzeczna.- powiedział po czym cisnął nią w drzwi domu. Połamała je i odbiła się o ściany przeciwnej wejściu po czym wylądowała na środku pokoju.  Pod słowem "napijemy", miał na myśli, "sponiewieram cię i wypiję twoją krew...
-Ponieważ...-zaczęła i otarła krew ze swojego policzka
-Jestem Vampirem!- powiedział, akcentując to słowo aktorsko- Widać laleczka jest świadoma.
-Widać że kielich jest pusty...- odparła oschle z szyderczym uśmiechem. Normalna dziewczyna próbowałaby uciec, ale to pogorszyłoby jej sytuacje. Jak i zresztą obrażanie go, ale w sumie o to jej chodzi.
Zamiast odpowiadać podszedł do niej i kopnął ją w brzuch. Znów wylądowała pod ścianą. Odkaszlnęła co swoje i splunęła krwią. Chłopak podszedł do czerwonej plamy, nabrał odrobinkę napoju na palec i powąchał go. Zachwycał się zapachem i smakiem, tak delikatnym i unikalnym. Jakim była krew, niepełnego wampira. Tak, ona jest wampirem. Nie wiedział o tym.
Plebs rozkoszujący się krwią szlachcica staje się szlachcicem, poprzez wymianę krwi. Szlachta oczywiście umiera czując to co wszystkie jego ofiary. A strażnikami jego pokuty są właśnie one. Wbrew pozorom, ustawił się, same kobiety...
-Nie mam ochoty na zabawę- kontynuował po chwili, znalazła się tuż za nią- Czas na posiłek~- usłyszała z prawej.
Wampir już otwierał usta by zatopić kły w jej bladym ciele. Kiedy zaciskał paszczękę, jedynie trzasnął zębami.
-Przykro mi.- Powiedziała z ironią w głosie- Ale to ty. Jesteś dziś moim deserem.- Złapała go mocno za nadgarstki i zatopiła kły w jego śnieżnobiałej szyi.
-T-ty... Ty plebsie...- wycharczał osłabiony. podczas gdy czarnooka delektowała się samkiem jego krwi- Chcesz szlachectwa?!
Przerwała na chwilę. Wraz z każdym łykiem jego krwi ona stawała się silniejsza. Złapała jeszcze mocniej za jeden z nadgarstków, drugi uwolniła z uścisku. Przetarła stróżki krwi spod swoich warg, jak i przetarła ramię chłopaka. I tak znów, i znów i znów, i znów... Po około dziesięciu godzinach tortur dla byłego wampira, a obecnie trupa, skończyła posiłek. Puściła skorupkę, która bezwiednie upadła na podłogę. Zrobiła krok przez trupa i wyszła z domu. Zatrzymała się przed dynią swojej ukochanej siostry, po czym wyszeptała ledwie słyszalnie.
-Nikogo już nie skrzywdzi... Idiota...- powiedziała to tak mrocznym głosem, że ona sama się wystraszyła.
***
-Oto i nasza rodzinna legenda!- powiedziała dziewczyna wyglądająca na około 17 lat, niezmiernie podobna do wampirzycy o której była mowa. Ale co ja tam wiem. Jestem jedynie nadnaturalnym stworzeniem powiadającym legendy... Miała takie same oczy jak ona.
-Wow! Wystraszyłaś mnie! Szczególnie że masz takie oczy jak ona! i włosy!- powiedziała jedna z dwóch dziewczyn przysłuchujących się jej historii.
-Aj tam! Nie paplajcie głupot! Um, sorka, muszę pójść do do toalety.
Oddaliła się od nich nawet nie czekając na odpowiedź. Pomieszczenie było wypełnione jedynie powietrzem. Żywej duszy, po za mną, o ile mnie się nazwie osobą, i ją, nie ma tu nikogo... Przeglądała się w lustrze i poprawiał włosy, w pewnym momencie coś mnie unieruchomiło.
-Koniec z podglądaniem mojego życia, przydaj się choć raz, jestem głodna...- wycharczała, po czym wzięła głęboki wdech.
Czułam jak wbijają się w mnie kły, jak zatapiają się powoli w mojej szyi. Z sekundy na sekundę czułam się lżejsza i słabsza. Piła moją krew. Jako legendy, naszą krwią jest pamięć, jednak w obliczu wampirów jesteśmy bezbronni. Krew umyka, i karmi te upiory. Przymykałam powoli oczy, wiedziałam że to koniec. Nie mam jak uciec. Gotowa na śmierć, czekałam na ten moment. Dotyk, wzrok, mowa, te zmysły powoli mi umykały, słuch dalej pozostał a ostatnim niewyraźnym dźwiękiem były jej słowa...
-To już koniec mojej legendy, którą będą znać wszyscy, teraz nikt nie wie kiedy zaatakuję kogo i gdzie. Powiedz tym na górze żeby...- żeby co?

~*~

Prze państwa! Oto Halloweenowy special! Tak! Coś napisałam!
Niestety mam sporo spraw na głowie więc, jakoś niezbyt mi się widzi pisać, przy takim natłoku zadań.
Ale jak widać nie marnuję żadnej chwili wolnej! Piszę kiedy mogę, choćby i zalążki. Myślę że niedługo pojawią się różne fanfiction, bo akurat na nie mi wena dopisuje, swoją drogą powoli zaczynają się dwie serie, ale je ujrzą światło dzienne gdy będą zakończone. Zostaną wtedy publikowanie regularnie. Dodatkowy plus- niedługo będę mieć komputer! Tak! W końcu nie będę pracowała na czymś do czego uda mi się dobrać ( telefon, tablet, laptop a, laptop b, komputer cioci a, komputer cioci b, komputer cioci c, telefony znajomych, telefony i komputery sąsiadów) tylko na swoim sprzęcie! Wygoda na pewno. Na pewno też większy porządek w tym wszystkim chcę wam życzyć jeszcze na sam koniec.... Strasznego Halloween! Strzeżcie się Rozali Vamp! ( Tak, tak ta nasza słodka wampirzyca ma na imię) Happy Halloween

środa, 23 września 2015

Gami ~Rozdział 1: Start

Pierwszy dzień szkoły. Jakim cudem ja to przetrwam? Nie wiem. Dowlokłem się tam na ostatnią chwilę. Na miejscu Amy siedziała jakaś dziewczyna. Miała włosy nieco ciemniejsze od niej i spięte w dwa zakręcone kucyki po bokach głowy. Miała czerwone pasemka. Ubrana była... gotycko? Loli Ghota? Można powiedzieć. Czarny i czerwony do tego srebrne łańcuszki tworzące "fale" wokół bąbkowatego dołu sukienki. Podszewka biała, a jak niby inaczej? Usiadłem na swoim miejscu czyli tuż obok niej. Wory pod oczami, pognieciona koszula i czarne długie jeansy. Wyglądałem jak żul obok niej. Położyłem się na ławce. Znienacka, tuż przed moim nosem coś uderzyło o ławkę. Cukierek bananowy... Zawsze, rano na start dawaliśmy sobie cukierki, ona mi bananowy, ja jej malinowy. Zerknąłem na nową z ukosa, właśnie odpakowywała ów malinowy cukierek. Złapałem za podarunek i zjadłem go szybko. Poczułem się lepiej, jak zawsze zresztą. Nie byłem już tak senny.
-W tym roku skład z zeszłego roku- powiedział nauczyciel. Jak to? A Ama?- Numer pierwszy!
Sprawdził listę szybko na ostatnim miejscu była ona. Amanda.
-Jestem.- powiedziała dziewczyna siedząca obok mnie... Pierdolicie? Ama? Nie, to głupi żart... Zaraz... "Zmartwychwstała po 2 dniach"
-AMA?!!!- wykrzyczałem w szoku i zerwałem się na równe nogi.
-No co się tak dziwisz...- spytał Adrian siedzący za nami- Looku zmienić nie mogła...
-Zmartwychwstała po dwóch dniach- zacząłem cicho- Ama to ty?!
-Koniec tego! Koniec na dziś! Rozejdźcie się!- przerwał nauczyciel.

Tak to ja- zaczął głos w mojej głowie- Widzę że czytałeś wiadomości. Chciałam zadzwonić, ale ciągle byłeś niedostępny. Nie mogłam przyjść, wczoraj mnie wypuścili. Musimy pogadać, możemy iść do ciebie?
 
Całkowicie zszokowany przytaknąłem. Powędrowaliśmy do mojego pustego domu na obrzeżach.
-Słuchaj, to wszystko prawda. Prawda jest tez to że za dokładnie 5 lat będzie po tym świecie. Błagam uwierz mi. Przenieśmy się do jednego świata. Wiem jak cierpiałeś... Przez cały jeden dzień stałam przy tobie...
-Jak? Ja się pytam jak? Zmieniłaś się, przez niecały miesiąc... Widziałaś jak się za tobą ślinili?! Widziałaś... Wszystko widziałaś- sfiksuje zaraz- To dla mnie za dużo...
-To najpierw posłuchaj. W przyszłym tygodniu zostanie wprowadzony nakaz palenia zmarłych. Program odciążania planety. Ziemia, jest przeciążona i powoli zbacza z kursu orbity. Przeludnienie, ma na to największy wpływ. Za około półtora miesiąca uczniowie wszystkich szkół zostaną w nich zamknięci. każdy dostanie spluwę z dwoma nabojami. Zostanie wygłoszony apel, że jeśli w przeciągu miesiąca, nie zginie połowa uczniów z każdej szkoły, wybiją wszystkich...
-Kłamiesz.
-Nie!- wykrzyczała ze łzami w oczach- Rząd będzie robił wszystko by uratować swoje własne dupy! Wiedzą, że większość rodziców poległych popełni wtedy samobójstwo! I to jest 1:3. Przedszkole i podstawówkę oszczędzą. Liceum i Gimnazjum, nie. Tego dnia, musimy coś mieć ze sobą. Miecz, nóż, ostrze, cokolwiek... Nie chcę cię stracić, będziemy musieli się bronić.
-Kiedy to ma być?- zapytałem niepewnie.
- 14 października.
-Dostanę zajebisty prezent na urodziny...- powiedziałem lekko wściekły- Masz pewność?- przytaknęła, a ja z westchnieniem, wstałem i ją przytuliłem- Wierzę ci... Tylko nigdy mnie nie strasz już śmiercią, dobrze? Ama?
Nic nie odpowiedziała, jedynie schowała nos w mojej koszuli i odwzajemniła mi swój uścisk.
Cieszę się że jesteś cała... Kocham cię- pomyślałem.
-Ja ciebie też.- odpowiedziała
-Ale co?- spytałem czerwony i zdezorientowany.
-A nic, nic...- odpowiedziała podśmiewając się pod nosem
~*~
Drodzy państwo z powodu choroby- zwiększona działalność. Do końca tego tygodnia, chyba wstawię coś jeszcze, może i kolejny tez będę siedzieć w domu, bo czuję się tylko gorzej... 
Miłego czytania, dajcie znać jak się podoba ^^

wtorek, 22 września 2015

Sekai no Hikari ~Rozdział 2: Spotkanie

Nie byłabym chyba sobą, gdybym nie poszła kolejnego dnia zabijać potworów. Odstresowanie- dla mnie idealne! Mówcie i róbcie co chcecie, ale mi to pasuje. Poprawiłam swój miecz i chciałam wychodzić, ale przypomniało mi się, mam nowego lokatora.
-Wychodzę!- stwierdziłam i otworzyłam drzwi, ale Spring wbiegł mi z prędkością światła na ramię, zaczepił się o materiał, i nie miał zamiaru zejść- Będzie niebezpiecznie, Spring...- stwierdziłam.
-Pi!!!!!!!!!- odpowiedział... Chyba w geście "Nieważne!" Ale ja tam nie wiem. Braciszek by wiedział.
Westchnęłam ciężko i wyszłam z domu. Powędrowałam do lasu. Gdzie o pierwszego przeciwnika długo się prosić nie musiałam- wilkołaki. Przerośnięte, dwunożne wilki, które są agresywne. Długo także się z nimi mierzyć nie musiałam, jednym prostym ruchem miecza zabiłam przeciwników. Zwierzak niewzruszony moim atakiem, uśmiechnął się i złączył dwie łapki, jakby chciał mi pogratulować. Poszliśmy głębiej w las, gdzie w końcu, napadłam na gnoma. Ostatniego widziałam 5 lat temu, z braciszkiem. Spring lekko się nastroszył i złapał mocniej, chyba wie co go czeka. Ostatnia walka brata z takim stworem skończyła się jego złamaną ręką. Wyszedł wtedy sam, idiota. Musiałam go ratować... Złapałam rękojeść trochę mocniej, i ruszyłam. Jak się spodziewałam, musiałam użyć magii. Atak spowalniający, którego uwielbiam nazywać - Black Laguune, nie mam bladego pojęcia czemu, ale tak. Na moje skinienie z wody wyrastają korzenie wodne. Tak, wodne, i łapią przeciwnika za stopy, nie może się poruszyć od razu, najpierw musi je rozwalić. Przy tej okazji wykonałam atak wieńczący całą walkę.
-Jak było?- spytałam zwierzaka ten zaczął się śmiać- Też tak uważam!- Ale co...?
Wróciłam do miasta, nie chce mi się gotować więc postanowiłam cos zjeść w tawernie. Nie obyło się bez zaczepek. Zwierzak, tego pokroju to gradka dla dzieci. Spring był cierpliwy, czekał jak go wszyscy wygłaszczą, wręcz się z tego ucieszył. Nawet jedno posmutniałe maleństwo sam zaczepił! Dzieciak zaczął się śmiać, od razu poprawił mu się humor.
-A tak właściwie, czemu jesteś smutny?- zapytałam chłopca- Spokojnie, nikomu nie powiem- dodałam po chwili, wiedząc że czasem takie słowa zachęca dziecko do rozmowy. Po za tym, całe miasto wie, że mnie nie trzeba się bać.
-No, bo... Bo jutro mam dzień wybory, wszyscy każą mi wziąć skrzydła! A ja chce magie!
-Wiesz, to nie jest tak, że możesz mieć magie. Musisz mieć predyspozycję. jak chcesz mogę to sprawdzić.
-Pani Rosso- wszyscy znają moje imię, przyzwyczaiłam się- Naprawdę pani może!- przytaknęłam chłopcowi z uśmiechem- Dziękuję!
-Tylko błagam, daj mi cokolwiek zjeść... A jak masz na imię?
-Aruki. To może pójdę z panią?
-Dobrze.- odparłam i złapałam Springa, wstałam i powędrowałam z chłopcem do tawerny.
Zamówiłam sobie pieczonego kurczaka, z sałatką "Grecką". To wszystko, dziecku zamówiłam litr soku, przy czym sama go popijałam, a dla zwierzaka poprosiłam o sałatę. Zaczęłam tłumaczyć dziecku że nie każdy człowiek ma wystarczającą ilość energii by zostać magiem. Ja podobno miałam ich za trzech potężnych magów... Sprawdzić to musi mag, jeśli nie chcesz strzelać na ślepo przy ceremonii, dlatego zawsze przed tym dniem oferuje sprawdzenie tego wszystkim. Na tą chwilę nie było żadnego maga... Co jest dziwne. Odsetek ludzi którzy mogą stać się magami drastycznie maleje. Niepokoi mnie to. I to bardzo.
-Smacznego- powiedział chłopczyk patrząc na swój sok, gdy przynieśli mi potrawę.
Co tu wiele mówić, zjadłam ja z największą rozkoszą. Była pyszna, dziecku chyba smakował sok, a Springowi "sałatka". Poszliśmy do świątyni. Tam zawsze jest łatwiej skupić, po za tym to jutro przyjdzie im wybrać czy mogą być magami. Zazwyczaj, wtedy taki ktoś uczęszcza na nauki do magów z okolic. Odkąd pamiętam, byłam wstrętnym nauczycielem... Rzadko co jestem tutaj, i nie umiem dobrze tego wytłumaczyć, zawsze robił to Spring...
-Dobrze to co teraz?- wyrwał mnie z zamyśleń Akira- Miała pani sprawdzić, czy mogę być magiem...
-A-ach... Tak, tak, już!
Dziecko wystawiło dłonie przed siebie, a ja sprawdziłam. Byłam w szoku, na pewno moja mina wyglądała na zszokowaną, obraz drżał, tak samo jak tęczówki. Chwilę mi zajęło uspokojenie się.
-Idziemy do twojego domu. Muszę porozmawiać z twoim tatą.
-Mamą, tata umarł broniąc mnie, mamy i mojego rodzeństwa.
-Przepraszam- odparłam- Może, chcesz polecieć do domku?
Ucieszył się na te słowa. Byłam zadowolona że wywołałam już kolejny uśmiech dzisiaj. Aruki wziął Springa na ręce, a ja rzuciłam na nich czar, który pozwala oszukać grawitację przez około 5 minut, wystarczająco, jak na tak krótki lot.
-Dalej- powiedziałam unosząc się już w powietrzu- daj mi swoją dłoń!- uśmiechnęłam się najszerzej jak tylko mogłam.
Złapałam go i powoli unieśliśmy się wzwyż. Zachwyt w jego oczach wyrył mi się w pamięci na wiele lat, a może i na wieczność? Udaliśmy się do domu chłopca.

piątek, 4 września 2015

Zwyczajny post ( Jeśli nei lubisz gadaniny, i ględzeniu i przemyśleniach, nawet nie zaczynaj czytać)

Od razu uprzedzam kolejny raz: Nie lubisz przemyśleń? Nie czytaj.
Byłam dziś na pogrzebie mojego wuja. A dla mojego brata ciotecznego- dziadka. Osobiście niewiele o nim wiem. Znałam go jedynie z opowiadań i widzenia, tak to ze sobą nie rozmawialiśmy. Na imprezy z jego uczestnictwem chodziłam bo "wypadałoby".
No ale, zacznijmy od początku tego co chciałam tu dziś nasmarować... Podczas siedzenia w kaplicy i wyczekiwania na księdza, skrzypki irytowały, a zarazem kazały myśleć. Pomijając fakt że grający:
-znał dwie melodie,
-fałszował,
-uderzał smyczkiem w pudło rezonansowe co chwila ( to mnie najbardziej irytowało).
Zaczęłam myśleć. Nie na temat odeszłego członka mojej w zastraszającym tempie kurczącej się rodziny- a o tym, po co są pogrzeby? Jak się na nich zachować? I o jeszcze jednym... Ale to potem.
Po co są pogrzeby, i jak się na nich zachować?
 
Właśnie, po co to, skoro można by powiedzieć, co gdzie i jak. I potem przyjść samemu. Po co to, skoro pogłębia ból, nie refleksje, a ból. A że jestem człowiekiem który na takie coś znajduje sobie nie odpowiednie momenty no to inna sprawa... Widziałam jak moja ciocia, a żona wuja, nie wytrzymuje, i wybucha płaczem. Pomyślcie sobie teraz co pomyślało sobie takie małe, dwuletnie... Widziało jak jego ukochana ciocia łka przed ołtarzem pełnym kwiatów i jego zdjęciem. Od razu skojarzy to ze złym, czymś co sprawiło że przychodzi płacz. Oczywiście wyprowadziłam małego, zostawiając rodzinę i jego mamę w kaplicy. Zaczęłam się śmiać, bo jego oczy były szare i smutne... Ludzie wokoło patrzyli na mnie z nadzieją, czemu? Doszłam do tego po paru chwilach. Skoro wszyscy są w refleksji i zazwyczaj są smutni, człowiek chce zacząć się śmiać by na ich twarzach pojawił się chociaż uśmiech, smutny ale uśmiech. Z tego wychodzi że pogrzeby, po za uroczystym pożegnaniem zmarłego maja na celu zdołowanie rodziny i przyjaciół. Dopowiem jeszcze, że miałam wrażenie że stoi przy mnie jeszcze inny wujek, który zmarł jak miałam półtora roku. Ale przed tym zdarzeniem zachował się jak ja. Zabrał mnie z kaplicy gdzie moja ukochana babcia płakała za swoją mamą. byłam maluchem. Kochał mnie, a ja? Ja, go na dobrą sprawę nie znam. To jest to czego najbardziej żałuję w całym moim krótkim jeszcze życiu- nie powiedziałam mu dziękuję, nie powiedziałam że go kocham, bo nie umiałam. Jeśli on naprawdę stał tam obok, myślę że był ze mnie dumny... I mam nadzieję że tak było.
 
Człowiek-jak kartka zapisywana wiatrem...
 
 
Dokładnie. Wiatr zapisuje nas ruchem, deszczem, temperaturą. gdy nie da się już nic zapisać, wywiewa ją z innej chmury kartek odrzucając ją na stos dla reszty niedostępny. Za każdym razem gdy jestem na pogrzebie, zastanawiam się na d słowem "Przemijanie" i wychodzi na to że człowiek jest najsłabszy w tym zakresie.
 
 
 
Ostatnia kwestia coś, co mnie osobiście dotknęło. Mój brat cioteczny- jesteśmy razem od czmycha i dogryzamy sobie na kroku. Od około roku, nasze stosunki mocno się zawęziły, jego rodzice chcą jechać do Anglii. My, tego nie chcemy. Wiemy, że będzie nam ciężko i to bardzo, mimo że się gryziemy, jedno i drugie wskoczyło by za sobą w ogień. Dawno temu, płakałam co krok, nie pocieszał mnie kto inny jak on. Były to błahe powody, wywrotka, cokolwiek... Dziś, po prostu po pogrzebie wyszliśmy na spacer, ja to zaproponowałam- chciałam żeby odsapnął od presji smutnych oczu. Po chwili marszu i pogawędek, poruszyłam temat pogrzebu. Zalał się łzami i przytulił mnie. Co miałam zrobić? Powiedzieć chłopie, ogarnij się? Każdy w sumie zareagowałby tak samo, jak ja i on. Ten co protestował jak chciałam się przytulić- przytulił mnie tak mocno jak nikt inny. Wtedy zrozumiałam kolejną ważną rzecz. Nie bolała mnie śmierć wujka. Bolało mnie złe samopoczucie, i smutek mojego najlepszego przyjaciela. Nie widziałam go przed tym zdarzeniem z miesiąc. Ta wyszło. Ale stwierdziłam, że jeśli kiedykolwiek, ktokolwiek sprawi że będzie płakać ze smutku... Autentycznie, będzie musiał się z naszego miasta wynosić. Za jego łzy będę w stanie zabić...



 Dziękuję jeśli to przeczytałeś, to jest taka forma... Przemyśleń i innych... Suma summarum, to odczuć po dniu dzisiejszym, musiałam to napisać, tak to bym źle się czuła. Nie wymagam od nikogo lektury takiego badziewia który tu będzie na zasadzie odstresowania :D Miłego dnia :D

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Gami ~Prolog

Widzieliście kiedyś Śmierć waszego przyjaciela, bądź przyjaciółki? To było... Okropne, coś gorszego jak śmierć... Drugi powód to to, że chyba się zakochałem ... Ale, nieważne! Był to środek wakacji. Pod wieczór, coś koło 20. Szedłem jedną z głównych ulic miasta, ale należała do tych bardziej zniszczonych. Co druga kamienica, posiadała napis: "Grozi zawaleniem! Do rozbiórki!". Mimo wszystko, posiadała swój urok. Zarówno ja jak i ona lubimy nią chodzić. Zmieniła się od zakończenia drugiej klasy... ( liceum...) Urosła trochę, widocznie schudła, i ekhem... jest lepiej zbudowana u góry... Oj! Wiecie o co mi chodzi! Ale nadal ubiera się tak samo. Zwiewne szalone bluzki i dopasowane getry. Wygodne i ładne... Standardowy znak rozpoznawczy- wysoko upięty brunatny kucyk, i słuchawki w uszach. Typ samotnika. Lecz, uwielbiam ją oglądać gdy słucha muzyki, spokojna a nawet poważna twarz. Ale spojrzenie, to coś pięknego. Niby zwykły wzrok, ale widać, widać jak jej dusza tańczy i krzyczy coś w rodzaju "Dalej! Życie to zabawa! Dołączcie do mnie!". Gdyby choć raz zaznaczyła to co zagra jej dusza... Byłaby gwiazdą. Niezbyt popularna, a wręcz ignorowana i poniżana w szkole. Pytanie tylko... Czemu? Jest miła charyzmatyczna i na swój sposób piękna... Amanda, ale dla przyjaciół, czyli mnie, co jest smutne... Ama. Stanęła pod czymś co było kiedyś balkonem. Maszerowałem w jej stronę, ale... Ale ten balkon się zerwał... wprost na nią... Jak na zawołanie w tamtej chwili w moich oczach zebrały się łzy. Ruszyłem biegiem. Co dorbniejsze kawałki po prostu w trybie ekspresowym odrzucałem na bok. Ujrzałem... coś czego widzieć nigdy nie chciałem... jej całą zakrwawioną rękę. Wpadłem w amok, czy coś takiego... W mgnieniu oka jej ciało było oswobodzone, ale nadal. Nadal była w krytycznym stanie. Ktoś już wtedy zadzwonił na pogotowie policję i inne konieczne. Krzyczałem, żeby mnie nie zostawiała, wymawiałem jej imię, zarówno pod nosem w szlochu, jak i w strachu na tyle głośno że całe miasto musiało mnie słyszeć. Jakiś oddech był, ale tak słaby że bałem się zrobić cokolwiek. Usłyszałem sygnał karetki oraz jej kaszel. Splunęła krwią by prawdopodobnie oczyścić drogi oddechowe, poklepała mnie lekko po kolanie. Położyłem ją na nich i szybko przybliżyłem ucho do jej ust, chciała mi coś powiedzieć.
-Miki- mam na imię Mikołaj swoją drogą- nie przestawaj się śmiać... To mój koniec.
Wtedy, w tamtym momencie... Przestała oddychać. Przestała nabierać powietrza do płuc, chwilę po tym zabrali ją ratownicy.
-Ej! Ty tam! Jesteś cały?!- spytał lekko wystraszony policjant.
-Tak... Tamta to... Moja przyjaciółka...- wydukałem wtedy na skraju załamania- Możecie- spytałem cicho zbierając się na odwagę- Możecie powiadomić jej rodziców? Ja nie jestem w stanie.
Policjant lekko mi przytaknął i podałem mu numer jej mamy, a to że mieszkali nie daleko ( około 2 minut stąd) była dosłownie po 30 sekundach. Nie zdołałem jej nic powiedzieć, mnie samego odwieźli do domu. Do końca wakacji nie miałem najmniejszego zamiaru ruszyć się z domu. Rzadko włączałem jakiekolwiek media. Stwierdziłem że to bez sensu, skoro będzie mi to przypominać o niej. Jednak, 31 sierpnia zrobiłem to. Włączyłem komputer. W sieci szalał jeden napis "Po śmierci, udajemy się w to miejsce, w które wierzymy. A nie! Do jakiegoś nieba i piekła! Świat po śmierci, to wasz wymarzony świat, jeśli w niego uwierzycie, to do niego traficie. Jeśli będziecie wierzyć w to co wam każą- traficie właśnie tam! Niech nie mydlą wam oczu!- Szokujące słowa padły z ust nastolatki, która była nieżywa przez około dwie doby! Po za tym że to cud, wstrząsająca prawda przemawia do coraz większego odsetku ludzi! Czyżbyśmy byli świadkami tworzenia się kolejnej potężnej religii?!". Brawo! Podziwiam za odwagę, teraz ją co najmniej ze szkoły wywalą... Jutro szkoła... Ciekawe czy oni wiedzą... Ciekawe jak zareagują. Ciekawe jak JA przetrwam ten rok bez niej...
~*~
Taaaak, kolejna seria, bo? Bo, bo miałam pomysł i tyle >w<
Po za tym, z początku miał być to One Shot, ale stwierdziłam że mnie prześwięcicie, za to że to takie okrojone....
Druga seria, plus one shoty powinno być tu tego sporo za jakiś czas ^^ Będzie to raczej... Horrorek? Chciałabym by wyszło... Ale... będzie z tym kiepsko... No nic, dajcie znak jak się podoba ^^

czwartek, 6 sierpnia 2015

Sekai no Hikari ~ Rozdział 1: Odbicie (Wpomnień)

Ruszyłam, biegiem oczywiście. Gdybym wystartowała z pełną moją prędkością to chyba by tamtą trójkę wyrwało z kapci. Co ważniejsze, na szyi mieli identyfikatory, z kodem Fioletowej fali. Cholerka, trzeba szybko do biura, a jeszcze jakieś 5 minut biegiem! Mimo wszystko biegłam z całych sił trzymając mocno dziewczynę.
-Rossa..- zaczepiła najdalej stojąca ode mnie niebiesko/zielono? włosa... Sama się zagubiłam...- Pamiętasz nas...?
Nie odpowiedziałam, a biegłam dalej, jak najszybciej oni mogli, bo ja bym tam była jak wysiedliśmy z tego metra... No nic udało się. Byliśmy w biurze. Chronionym przez demon, przytulnie, nieprawdaż? (^^) Bynajmniej, żadna magia, anioły czy komputery nie mogły wykryć nas dokładnie, dlatego zdecydowaliśmy się na ten krok. Pierwsze co, zanim się do kogoś odezwałam, czy coś... To usiadłam skrzyżnie i skupiłam się. Jakim cudem, zapomniałam ich imion? Nie wiem... Po minucie, z sekundnikiem w ręku wręcz, wstałam i przytuliłam trójkę... Przypomniałam sobie, jak bliskimi mi osobami są...
-Miku... Już pamiętam... Nie wiem czemu zapomniałam...- stwierdziłam cicho, zza rogu wyjrzał okularnik, jak szybko wyjrzał, tak szybko się wycofał, usłyszałam "Tupot (małych) stóp (2! już niedługo w kinach~)". Wiedział jakie są procedury, usunięcie znaczników, przesłuchanie, itd. Chyba się nie zorientował, kto przy mnie stoi, i myśli że ich oddam innym... Chyba sobie coś w czółko zrobił...- Feniks! Wracaj mi tu ale już!- kolejny tupot i okularnik stoi tuż przed moim nosem nim się spostrzegłam.
-T-tak dowódczyni?!- spytał takim głosem jakby zawału miał dostać...
Czarnowłosy, niski okularnik. Za to świetny informatyk i magik dalekiego zasięgu. Mundur... Hm... Zapomniałam już jak wygląda przez ten rok... Czarna marynarka, niczym... Hm... Marynarska? i czarne spodnie. guziki u marynarki oczywiście złote wraz z czerwonymi wstawkami. Sama projektowałam~
-Załatw, jakieś miejsce, trzeba zdjąć znaczniki. Przesłuchanie, zrobię osobiście.
-Ale trzeba ich przycisnąć! Nie powiedzą dobrowolnie wszystkiego!
-Rin, Len, przepraszam- przesunęłam się między nimi- A pomyślałeś- co z tego, że jest z metra cięty, i linie wzroku ma centralnie na moich cyckach- Że to moi przyjaciele? Jak ich przyciśniesz? Ciekawe jak długo przeżyłbyś ty, na moich przesłuchaniach, dwie, czy trzy minuty? A może od razu mam dzwonić po pogotowie, bo cię znokautuję? Hm?
-Prze..Prze...Przepraszam!-wykrzyczał i poleciał jak zawsze w stronę radarów.
-Rossa, co się dzieje?-spytał Len- Oni mówili że cię znają i że to na twoją prośbę...
-Nie słuchajcie tego... Wzięli wszystkich, czy tylko was?
-Wszystkich...-powiedziała niebieskowłosa, miałam już pytać gdzie ale ona ciągnęła dalej- 3 przystanki metra przed tym jak wsiadłaś, idealnie, jak wyjdziesz masz ten budynek.
Wzięłam głęboki oddech, i poszłam dalej, oni nawet bez znaku wiedzieli że mają iść za mną. Weszłam do głównego pomieszczenie, gdzie Feniks już dał cynk że jestem.
-Połóżcie się na leżankach, dobrze? Zaraz zdejmę wam te obroże...
Pomieszczenie, nietypowe dla ludzi, dla mnie normalka. Byliśmy na podwyższeniu z barierką, tam był mój kąt. Cztery leżanki, biurko komputer i inne pierdoły których aż szkoda wymieniać. Na dole, równiusieńko jedno obok drugiego ustawione szachowo pięćdziesiąt biurek. Ściana naprzeciw mojego kąta, była masą licznych wyświetlaczy czy radarów, którymi sterowały osoby z pierwszych dziesięciu biurek z Feniksem na czele. Kolejny raz głęboko westchnęłam, stanęłam przy barierce i już poważnie zaczęłam:
-Sara, raport, ilu ludzi na stanie, położenie wyjściowych.
-Ludzi 46, razem z panią. Grupa C, stara się zahamować wojnę rozpętaną przez fioletowych.
-Idealnie! Grupa szturmowa, przygotować na 3 zespoły, beze mnie! Cel: Blisko 60 obiektów do odbicia! Miejsce: zachodnia część miasta. Dodatkowy eksport do naszego położenia, nie szykować nikogo, kto ma zajmować się przesłuchaniami, zrobię to sama, jedynie kogoś kto będzie zdejmował z nich te ustrojstwa. Do roboty za godzinę ma być akcja! Póki jeszcze tam siedzą! Raz! Raz! Raz!
Dawno nie było mi dane tak krzyczeć. Ostatnia akcja w której mieliśmy kogoś odbyć była cicha, tylko na jedną osobę, którą straciliśmy... Mój przyjaciel, który pomagał mi w innym wymiarze, zastrzelili go, na moich oczach. Tyle pamiętam, potem mam dziurę w pamięci, i kolejne co pamiętam to pomieszczenie pełne krwi... Miałam tylko 16 lat, a prawdopodobnie zabiłam ich własnymi rękoma. Większość ludzi nie miałaby sumienia by zabić. A ja to robię bez najmniejszych przeszkód... Dlatego jestem demonem wśród tej grupy na dole, najszybciej zabije z nich wszystkich... Odeszłam od barierki i przysiadłam przy trójce. widziałam jak blondyni się bali, Miku leżała spokojnie, nie bała się. Postanowiłam zacząć od niej. "Obroże" które na sobie mieli, to tak naprawdę mieszanka zaawansowanej magii i elektroniki, ciężko je zdjąć, gdy nie było się w uniwersum zwanym "Naruto". Najlepiej, namieszać w elektronice i załamać magię chakrą, czyli manną... A więc położyłam dłoń na tym ustrojstwu i wystarczyło pięć sekund a obroża rozpadła się w pół. Zabrałam ją i zrzuciłam na dół Sarze, blondynom także ją zdjęłam w tym samym czasie, żeby nie było.
-Mamy wyniki!- oznajmił basowy męski głos- Cel porwania: Próba transportu dusz do świata wirtualnego lub androidów. Stworzenie idealnego AI (sztuczna inteligencja) . Priorytet typu H.
Czyli wysoki poziom ochrony... 3 zespoły nie przeżyją... Zmiana...
-Zmienić plan! Feniks! Ty razem z 9 komputerowców zostajecie! 3 drużyny transportują. Pozostała 5 czyli ja też idziemy na akcje. Stawić na ochronę i szybkość, jeśli dacie radę bezwzględność.
Czyli co, na dzień dobry akcja... No cóż do roboty!

***

Połowa akcji za nami. Choć w sumie nie, prawie cała. Większość akcji polegała na tym że zajmowałam tych idiotów, a reszta zabierała obiekty badań... Oni są dziwni... Tworzą wojny, eksperymentują na osobach z innego wymiaru jakby, oni nie byli także ludźmi. Igrają z ogniem... Właśnie ogień... Ach, nie powiedziałam wam jeszcze? Właśnie staram się znokautować chociaż, lepiej zabić około 17 ludzi... Blok, blok, strzał, cios, blok, strzał, cios, blok, strzał, strzał. Czy ja do cholerki straciłam całkowicie cel?! zawsze pudłuję...Czemu nie wzięłam mieczy, no czemu, powiedzcie mi czemu? Dawno byłoby po wszystkim... Chwila... Ten Fioletowy... Co on takiego... czyżby miał katanę?! Samuraj, parasol... Parasol! Usłyszałam kilka strzałów, które padły w moją stronę. Zwinnie ich uniknęłam i pomknęłam w jego stronę.
-Pożyczam.- stwierdziłam krótko i wyrwałam ostrze przytroczone do jego pasa.
Oj, dawno, dawno się tym cudeńkiem nie bawiłam. Na szczęście jest w dobrym stanie... Podniosłam ostrze nad głowę, trzymając je w oby dłoniach. Jeszcze chwila, 3 metry to za daleko... Dwa... Półtora... Jeden... Pół! Teraz! Szybkim ruchem pociągnęłam ostrze w dół i... Matko nie chcę tu wam opowiadać, jak to przecinam go na pół, więc powiedzmy że przedarłam misia na pół (^^). Gdy czubek katany był około 15 cm nad ziemią, zatrzymałam się. Obróciłam broń w dłoni, tak by naostrzona strona była skierowana w prawo, lekko do góry. Jak petarda zmieniłam pozycję i skoczyłam, nie muszę chyba stwierdzać, że cięcie było perfekcyjne. Od ostatniego ciała się odbiłam i wykończyłam pozostałą 10. Wszyscy? Chyba tak... Oddychałam szybko i ze świstem. Lewym nadgarstkiem przetarłam prawy polik z krwi poległych. Powoli opuściłam miecz, i stanęłam spokojnie.

***

Po akcji... Szybko poszło... I w miarę bezpiecznie, dla nas... Co tu długo mówić? Znalazłam dla nich kolejny bezpieczny wymiar i odesłałam ich tam. Tym razem byli przez nas obserwowani i bezpieczni. Wcześniej rzadziej podejmowali działania... Chyba szef im się zmienił czy coś w podobie... Co chwila musimy wysyłać kogoś w pościg za nimi. To do jednego to do drugiego świata. W końcu, to jedna ogromna wojna. Jedna rzecz mnie zawsze dziwiła. Dlaczego... Dlaczego takie słabe istoty jak my? Dlaczego takie słabe manekiny, jakimi jesteśmy, dostały moc, którą mogą wszystko ocalić, i ochronić, albo zniszczyć doszczętnie? Czemu na przykład nie jakiś elf, ze świata obok, zrobiły by to mądrzej... Gdzieś jest na to odpowiedź, tylko trzeba ją znaleźć...
***
Otworzyłam lekko oczy, w mojej fantazji. W świecie z moich snów. Dlatego rzadko jestem w biurze, najczęściej siedzę tu... Czym to się różni, od mojego pierwotnego, i waszego świata...? Otóż, w pewnym momencie człowieka tu, może on wybrać- skrzydła lub magię. Oczywiście, magia bardziej opłacalna, możesz rzucić czar i latać, ale jest ona dużo bardziej skomplikowana. I nie każdy może jej używać. Oczywiście, ja mogę... No i nie jesteśmy do końca ludźmi... A Elfami. Typowa kraina czarów gry. Nie ma tu za dużo elektryki, tyle co światło. I tyle, tak to jest to raczej średniowiecze. Sporo potworów z legend i innych. Można odpocząć, można się wyżyć, można polatać. Jak dla mnie świat prawie idealny. Brakuje mi tu tego co zginął pięć lat temu. Chwila... Dziś rocznica... Pójdę do niego. Z pomocą innych przeniosłam go tu i pochowałam, zaledwie kilometr od naszego domu. Tutaj, tutaj jestem blondynką. Długie blond włosy, dzień w dzień splatam w warkocz. Ogółem ubieram się też na fioletowo, bo czemu nie, skoro pod kolor moich fioletowych oczy, to co? Fioletowa krótka spódniczka, i pod spód czarne równie krótkie getry. Jasnoniebieska bluzka z rękawem 3/4 i napierśnik. A na to długi, ciemnoszary ( Z fioletowymi wstawkami oczywiści) płaszcz sięgający mi prawie do ziemi. Wyszłam z piętrowego domku, i poszłam. Poszłam w stronę kamienia pamięci, w którego okolicy chowane są ciała poległych. Idąc na miejsce zerwałam trochę tulipanów- uwielbiał je, szczególnie gdy były żółte. Mówił wtedy coś w stylu "Przypominają mi twoje włosy, dlatego je kocham". Nie zauważyłam kiedy, a zaczęłam płakać. Ogromne krople łez mozolnie spływały po moich policzkach, a następnie spadały na ziemię i znikały w niej. Nie zauważyłabym, gdyby nie drobny puszysty zwierzak, który poklepał mnie w kostkę. Podobny do wiewiórki, ale nią nie jest. Kucnęłam, i wzięłam stworzonko na rękę.
-Przepraszam, zmartwiłam?- pisnęło nieznacznie, i pogłaskało mnie po poliku, tu większość jest tak potulna i przyjemna, część jest nieznośna, na przykład ogr- Chcesz iść ze mną?-  w odpowiedzi wbiegł mi po ręce i przysiadł na ramieniu, to chyba znaczy tak, wstałam i ruszyłam powoli dalej- Zatem chodźmy.
Rzadko mimo wszystko się zdarzało, że jakiś zwierzak przyszedł do ciebie sam, no wykluczając jego. Co rusz przyprowadzał takie pluszaki do domu, z czego byłam szczęśliwa. Dotarliśmy. Ogromny strzelisty kwarc. Nazywany Kamieniem pamięci. Położyłam pod nim bukiet tulipanów, a jednego mniej więcej tam, gdzie spoczywa on. Gdy stałam tuż przy pomniku, zwierzę zeskoczyło ze mnie. Podeszło do bukietu i zabrało stamtąd jeden kwiat, odgryzł większość łodygi i znów wbiegł mi na ramię. Starannie, powoli i delikatnie umieści kwiat w moich włosach, uśmiechnął się i:
- Pipipipipi mo tomo halo, soo ski.- powiedział po swojemu. Miałam wrażenie że mówił to co on...
-Dziękuję...- uśmiechnęłam się słabo i spojrzałam w górę, na szczyt wielkiego monumentu- Braciszku, chyba znalazł się ktoś kto stara się ciebie zastąpić... Po za tym dawno się nie widzieliśmy, nie mogłam przyjść wcześniej. Musiałam uratować moich przyjaciół z rąk tych co cię zabili. Spring, braciszku, brakuje mi ciebie...
Wtedy zerwał się dziwny wiatr, zrywał płatki wszystkich kwiatów, tylko nie moich tulipanów, one spokojnie leżały. Zerwała się w sumie razem z tym wiatrem, dziwna burza kwiatowa... To chyba od niego? Bynajmniej wolę tak sama do siebie mówić. Mój, przybrany starszy braciszek, najlepszy przyjaciel- Spring. Kochałam go... Miał bardzo jasne włosy wpadające w zieleń, w sumie to biel z dozą zieleni. Dla kontrastu oczy miał czarne. Ubierał się na brązowo i zielono. Kochał przyrodę, i żółte tulipany. Osoba tak spokojna, że każdy zwierzak który go ujrzał zaczepiał go. Wtedy w naszym domu było naprawdę dużo lokatorów, i było też wesoło. Teraz jestem sama, w ogromnym piętrowym domku z jeszcze większym podwórkiem. Uśmiechał się na każdym kroku, większego optymisty jak słowo daje nie znajdziecie... Brakuje mi go... Odwróciłam się i żegnając się z nim w myślach poszłam w stronę domu. Szybko zasnęłam, gdy obudziłam się rano puszysty stworek siedział na moim biuście... Okej, nic nie mówię...
-Skoro nie odejdziesz, to jakieś imię by się przydało, prawda?- przytaknął, będzie łatwo się z nim dogadać.- Hm... Puszek?- zaprzeczył- Koko?- też- Burn?- też- To jakie?!- spytałam lekko podirytowana.
-S... Sbri... Spri...Sprin...
-Spring?-spytałam cicho, widząc jak ciężko mu to wydukać, ten przytaknął- Braciszku, ktoś naprawdę chce mi cię zastąpić...- zaśmiałam się i wstałam powolnie- Zatem śniadanko, Spring, śniadanko!- powiedziałam w śmiechu po czym za zwierzakiem na ramieniu powędrowałam do kuchni.
~*~
Był edit... wcięło mi akcje z wyborem imienia, a wtedy jakoś bardziej mi się podobało... No nic. Jak pierwszy rozdział? jak bardzo spitoliłam całość? :P

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Sekai no Hikari ~Prolog~

Wstałam ranom jak to mam w zwyczaju. Wzięłam zimny prysznic na pobudkę, też jak zwykle. Po prostu życie w tym uniwersum to rutyna... Wstań, zjedz by nie paść, idź do pracy, zarób dla siebie i pracodawcy, zjedz, pograj lub pooglądaj coś, umyj się, i idź spać, i tak w kółko. Na szczęście, nie nalezę do tych ludzi, co mają aż tak przechlapane. Moja rutyna zamyka się w poranku. Bo wiecie, tu jest trochę inaczej jak tam po waszej stronie monitora. Nie kończy się na świecie zwanym "Ziemia, i na jednej jego czasoprzestrzeni. Niektórzy (w tym i ja, jej!) poprzez przypadkowe wpadnięcie, w teleport w dzieciństwie, nabywali moc. Tworzenia, i niszczenia teleportów. Jak masz dość możesz pójść na przykład do uniwersum "Naruto" Przywalić Madarze, jak cię irytuje, czy Sasuke, ocalić kogoś, czy coś. Ale gdy się kogoś ocali należy zabrać go z danego uniwersum, bo gdyby tam został, może zniknąć. Mamy przy tym dwa haczyki, a w sumie to trzy... Pierwszy, jak wpadniesz w taki teleporcik, a jesteś za słaby, umrzesz, najzwyczajniej w świecie skończysz swoje istnienie. Drugi: Mamy dwie strony barykady ( jak to zawsze...) Dobrą i złą. Oczywiście, wśród najsłabszych istot, czyli nas ludzi. Jedni, chcą zniszczyć inne światy, przejąć z nich co dobre i ulepszyć nasz świat. Który według mnie powinien zniknąć jak najszybciej.  A dobrzy ( Ja! Ja tu jestem!) , standardowo, muszą takich unicestwić. Innego wyjścia nie ma, wtedy zwieje, na jakiś wypizdówek sprzed miliona lat do jakiegoś dziwnego świata i tak dalej. Jak nie zabijesz, będzie żyć, i dalej robić swoje. Trzeci haczyk: nie chorujesz, jeśli cię nie zabiją ( pistolet, odrąbią łba, rozetną na pół, załatwią magią, pobiją na śmierć, albo sam nie postanowisz kopnąć w kalendarz) to, jesteś nieśmiertelny. Wyjrzałam przez okno, była ładna pogoda, więc postanowiłam pojechać w końcu do tego biura... Tak na marginesie, jestem Rossa, Rossa Shiro. Wariatka, psychopatka, jak mnie zdenerwujesz to nie żyjesz (^^). Ale ludzie opisują mnie jako najmilszą osobę jaką znają, hehehehe... Chyba tylko dlatego że się mnie boją... Założycielka ruchu oporu przeciw "Fioletowej Fali" ( samo zuuuuo!). Jestem, tak ja jedna sama, oddziałem. Jednym z najsilniejszych. W biurze.... Matko wieki, wieki naprawdę, z rok minie, mnie tam nie było! Tam mam kilka przydupasów i innych. Ogółem zespoły są 5 osobowe, ale jednak ja wychodzę na akcje najczęściej. Czasem coś pomożemy, czasem naprostujemy, a czasem ścigamy tych idiotów z Fioletowej fali... Ogółem, jestem najsilniejsza z mojej gromadki. O ile dobrze pamiętam było nas 51... Czyli 11 oddziałów. Coś więcej o mnie może powiem? Bo lat mam 21, organizację założyłam w wieku 9, kiedy wróciłam z mojej pierwszej przechadzki po innych światach. Co prawda, w każdym z uniwersum wyglądam inaczej, i mam różny wiek, czasem młodsza, czasem, starsza i inne takie. Ale pierwotnie, jestem brunetką, mam długie włosy które zawsze upinam w taki nieogarnięty do końca kok ( sama nie wiem jak to robię, że to ładnie wygląda~), zobaczycie mnie tylko i wyłącznie w ciemno fioletowych dżinsach, białej koszulce i jasno fioletowej marynarce, takich zestawów mam ze 30, i chodzę tylko w nich. Prywatnie, mam chłopaka, z tego uniwersum, bardzo go kocham, tylko nie powiedziałam mu jeszcze o tym, że mam tą moc... Weszłam do metro, i zobaczyłam, coś co mnie przeraziło. Każdy normalny by to olał... Stanęłam na środku, pomiędzy dwoma wejściami do wagonu. Spojrzałam na Lewo- chłopak w wieku do 18 lat siedział skulony pod drzwiami, warto zaznaczyć że blondyn. Po prawej, ten sam widok, tylko że dziewczyna, z długimi blond włosami. Nagle przede mną stanęła dziewczyna, o dwóch długich zielonych kitkach. To mi wszystko rozjaśniło...
-Uciekliście, prawda?- spytałam płynną japońszczyzną której twardo się uczyłam by łaźić sobie po światach z anime, no co? Każdy ma swoje zainteresowania i inne...
Blondyni unieśli na mnie zapłakane oczy, widziałam to. W ich odmętach pamięci coś zaczynało śiwtać, jak i u mnie. Kojarzę ich, była u nich, dość dawno ale byłam. Moja stacja, mam wysiadać... Ugh! Cholerka! Zrobię coś głupiego, ale od tego tu jestem! Złapałam całą trójkę i wybiegłam z wagonu razem z nimi.
-Dobra, a teraz łapta mi się za łapki, robimy pociąg... To znaczy biegniecie za mną, trzymając się za ręce,żeby mi się to któreś nie zgubiło!- złapałam za dłoń blondynki, ona za blondyna, a on chwycił niebieskowłosą... Jestem debilką, ale tak już chyba musi być...

środa, 29 lipca 2015

Płatek śniegu ~One Shot~

Cześć. Jestem płatkiem śniegu. Albo i nie, bynajmniej tak wyglądam. Prawdopodobnie jestem czyjąś duszą. Pamiętam coś na potwierdzenie? Nie wiele. Ale jestem tu po to by wam o tym opowiedzieć. Nie wiem czemu wy, nie wiem czemu tu jestem. Ale,  karze mi to opowiedzieć, to to też zrobię. Ale za nim. Opiszę wam małą dziewczynkę, którą obserwuję- Nie wiem czemu. Ma niewiele ponad metr wysokości. Jest w jasnozielonej sukieneczce i taką kokardą ma spięte swoje brązowe włosy. Oczy niebieskie, spójrz w bezchmurne niebo w południe, a będziesz znać ich dokładny kolor. Delikatne rysy, drobny nosek i wyraźnie zakreślone usta. A gdy raz się uśmiechnęła- poczułem coś dziwnego w niby "sercu". A zatem opowieść. Krótka to będzie powiastka, bo to tylko dwa skrawki z życia... Razem około 6 godzin? Dużo pamiętam na te, powiedzmy 70 lat... Jak miałem osiem lat, zmarł ojciec. Mama mówiła że wróci, ale zobaczyłem w TV jak pakują go do foli. Cały zapłakany powędrowałem do rodzicielki. Nie wiem jak ją opisać, bo nie pamiętam twarzy. Pamiętam że miała długą jasnoniebieską sukienkę do kostek i tak samo długie brunatne włosy. Nie wiedziała jak mnie uspokoić po czym wzięła mnie na ręce i zniosła do fortepianu który stał przy schodach na piętro. Usiadła a mnie samego posadziła na swoich kolanach. Zaczęła grać spokojną melodię, niestety nie śpiewać. Nie wiele utworów znała na pamięć, ale kiedy zakładała słuchawki, swoją drogą prosiła bym zaczął używać ich najpóźniej jak się da, umiała zagrać wszystko. Z tak spokojnym utworem uspokoiłem się.
-Skarbie, czas do łóżka- powiedziała po czym pocałowała mnie w czoło.
-Dobrze, mamo...
I tu mam lukę w pamięci... Pamiętam gdy leżałem już w łóżku. Było ciemno lecz światło wpadło z roztwartych drzwi. Dokładnie pamiętam te dźwięki, mama grała kołysankę, i śpiewała.
-Oyasumi...- i tak dalej, za długo by pisać. Pomimo iż nie byliśmy w Japonii czy coś, to śpiewała w tym języku. Pamiętam jeszcze że nie dałem się nigdy namówić na śpiew. Tu mamy kolejną dziurę w pamięci. Kolejna scena, chyba mnie bolała, bo na samą myśl mam mroczki przed "oczyma". Pamiętam, trzymałem ją za rękę, którą przyciskałem do swoich ust, i co chwila całowałem. To było chyba w szpitalu... Mama, leżała, była osłabiona, z czego pamiętam, byłem świadomy że to dziś nadejdzie jej koniec. No ale, była podpinana do różnych dziwnych mierników. W porównaniu do wcześniejszego wspomnienia, minęło lekką ręką 30 lat. Skóra postarzała, tak jak spojrzenie i uśmiech. Ale nadal ten sam promienny głos. Zacząłem chlipać, po czym poczułem, chyba kobiecą, dłoń na ramieniu. Ona też była smutna. Poruszenie palcami dłoni, którą tak przykurczowo trzymałem przy twarzy, klęcząc obok łóżka. Spojrzałem na jej twarz, uśmiechnęła się, bardzo krucho, po czym powiedziała:
-Synku, Kocham Cię. I mam drobną prośbę, nigdy nie słyszałam jak śpiewasz. Chciałabym...- wzięła głęboki wdech- by to się zmieniło...
-A-ale... Mamo... Ja nic nie zna- chciałem powiedzieć, w ciężkim szoku. Ale przypomniała mi się ta kołysanka którą grała mi co noc bym zasnął. Tęczówki zadrżały nieznacznie, po czym znów zalały się łzami- Znam... Znam jeden tekst, tego nie mógłbym zapomnieć...
Wstałem i wciąż trzymając ją za dłoń rozpocząłem śpiew. Kołysanka której tekst i dźwięk fortepianu wyryły mi się w pamięci. Słyszałem, jej śpiew i jej grę... Ja nie śpiewałem sam, śpiewałem z jej śpiewem w sercu, z tą melodią... Podczas gdy spełniałem jej marzenie:
-Gwiazdko, mam dwie prośby... Uśmiechaj się, bym mogła się śmiać spoglądając na to z góry. Śpiewaj, śpiewaj jak najwięcej bo przyniesiesz tym uśmiech innym...
Podczas tego jak śpiewałem aparatura zaczęła pikać i inne takie. Odeszła, podczas gdy śpiewałem dla niej, i trzymałem ją za rękę. Pamiętam jeszcze tylko to, że wpadłem w szloch i przytuliłem się mocno do niej. A więc to wszystko co pamiętam... Wszystko co miałem do przekazania. Zaraz... Co robi tą dziewczynka? Usiadła do fortepianu, i zaczęła grać... Grać to co ona, śpiewać jej głosem... Mamo... To ty...? Patrzę i słucham. Czuję że gdybym miał ciało wpadłbym w nieopanowany płacz i szloch. Czemu... Nie mogę Cię teraz przytulić, czemu... Nie mogę teraz powiedzieć kocham Cię? Ja... Ja chyba płacze... Nie wiem jak... Ale... Ale... Nagle obróciła się w moją stronę i spojrzała wprost na mnie. A przecież nikt mnie nie widzi... Z uśmiechem i ciepłym spojrzeniem powiedziała:
-Cierpliwości. Jeszcze trochę i się znów spotkamy.
Teraz, już na pewno ryczę... Jej prawdopodobnie Tata, podszedł i spytał do kogo to było, a ona na to:
-Coś kazało mi to powiedzieć. To wszystko tatusiu.- zeskoczyła z krzesełka i złapała ojca za dłoń, po czym w podskokach, zniknęli z mojego pola widzenia. Mamo... Kocham Cię, bardzo mocno Cię Kocham.
~*~
To tak, śmieszna historyjka jak to wymyśliłam: Przewróciłam się na mój ryjek. Naprawdę! Tak od tak! Dlatego jest tak bardzo szybko... A piosenka o którą mi chodziło... To jest piosenka Cul- White Knight. Bardzo podoba mi się też wersja Rin, ale i tak macie oryginał: https://youtu.be/lRdyTjpCoSw. Mam nadzieję że się podobało, i jak zwykle, liczę na komentarz ^^

wtorek, 28 lipca 2015

Dream ~One Shot~

Nie spałam już klika dni. Cały czas siedziałam w sali szpitalnej, przy tym jedynym... Od tych czterech dni podtrzymuje go aparatura. Nie puszczam jego dłoni, tylko w ostateczności kiedy muszę wyjść. Każdy się o mnie martwił. W pewnym momencie po prostu zrobiło mi się ciemno przed oczami. Zasnęłam... O nie! Nie teraz! Nie mogę stracić czujności! Co jeśli coś mu się stanie? W ogromnym strachu starałam się obudzić. Każda komórka mojej osoby mówiła mi "Spaaaać!!!", a moja dusza i umysł darły się w odwecie "Wstawać! Nie ma! Nie na to czas!". Jednak wycieńczenie i znurzenie wygrało. Otworzyłam oczy, lecz nie na jawie. We śnie... I co jeszcze! On mnie potrzebuje! A ja sobie śnie w najlepsze! Rozejrzałam się dookoła, bezkresna brązowa posadzka, a nad nią i dokoła bezkres bieli, gdzie nie gdzie były takie drobne lekko zbrązowiałe kwadraty. Spojrzałam na siebie byłam w czarnej sukience za kolano, czarna kokarda we włosach na boku i złoty pierścionek jak moje włosy... To strój w którym mi się oświadczył... Rozejrzałam się szybko do okoła szukając jego sylwetki. Po chwili gdy odpuściłam sobie obracania na lewo i prawo, odezwał się zza mnie, dobrze mi znany głos.
-Rin.- obróciłam się energicznie i spojrzałam na jego ciepły uśmiech. Ubrany był w czarne długie spodnie, czarne lakierki i bardzo ciemną koszulę wpadającą w brąz. Włosy jak zawsze, związane w drobny kucyk z tyłu, blond grzywką standardowo rozczochrona a za razem ułożona. Bałam się ruszyć w jego stronę, bałam się że to tylko obraz i gdy go dotknę-zniknie.
-Len... Co się dzieje?! Co ci jest?!- spytałam nie myśląc wiele, to sen... Ja nie wiem, to on też nie wie...
-Rin... Nie wiem jak ci to powiedzieć... Po prostu. Serce odmówiło mi współpracy i postanowiło skończyć mój żywot, już dziś...
-Jak to... Dziś?!- żadne nie zrobiło kroku w przód, czy w tył... Jak się zobaczyliśmy tak staliśmy.
-Dziś... Nie... Teraz słyszysz mnie ostatni raz, widzisz moje oczy ostatni raz, możesz mnie jeszcze zobaczyć, ale już bez duszy. To nie jest sen, Rin. Ja jestem sobą, duszą Lena. Zasnęłaś na mnie, bo to wybłagałem tam na górze... Chciałem się pożegnać...
Ugh! Walić że może zniknąć! Pobiegłam do niego i przytuliłam się tak mocno jak umiałam, poczułam że w kącikach oczu zbiera się ogromna ilość łez. Czy chciałam, czy nie wybuchłam płaczem. Po pewnym czasie poczułam jak jego ramiona zaciskają się na mnie. Staliśmy tak, nic nie zrobił po prostu wtulił się w moje włosy i i przytulił mnie mocno a ja dalej beczałam.
-To może zacznę. Tu, w tym niby pomieszczeniu króluje symbolika. Ja jestem bielą, ty bronzem. Gdy biel zacznie przełamywać się brązem, oznacza że czas mi się kończy, gdy brąz przekreśli biel, oznacza że  coś dzieje się z tobą. Słuchaj, Rin. Kocham Cię. Chcę byś odnalazła szczęście, nawet bezemnie. Jesteś piękna, inteligentna, żywiołowa, miła, opiekuńcza. Więc nie gadaj że nikt Cię nie chce. Znajdź sobie kogoś, dobrze? Śmiej się jak najwięcej, wtedy ja też się będę śmiać, by spotęgować twoje szczęście. Płacz jak najmniej, normalnie sprawia są mi tym ogromny ból, a co dopiero gdy nic a nic nie będę mógł na to poradzić. Wiem, że śpiewasz dzięki mnie, pamiętam jak mówiłaś że bezemnie przestaniesz. Nie rób tego, skowronku. Śpiewaj dalej, bo sprawiasz tym radość innym. Dbaj o siebie, i nie próbuj za szybko do mnie dołączyć, bo będę zły... Będę czekał, będę Cię obserwował i miał w opiece, już jesteś moim ukochanym oczkiem w głowie. A tam będziesz najcenniejszą perłą, którą dane było mnie się opiekować. Takie szczęście mnie spotkało by Cię poznać. Nigdy, przenigdy tego nie zapomnę- usłyszałam dźwięk pękającego szkła, gdy spojrzałam za chłopaka zobaczyłam jak ogromna brązowa linia przekreśla biel, wystraszyłam się i przytuliłam mocniej, dosłownie w jednej chwili upadliśmy na kolana, ja usiadłam na swoich stopach i przykurczowo przetarłam do klatki piersiowej Lena, on stanął na kolanach i splutł palce pomiędzy moimi łopatkami. Udało mi się dosłyszeć strach w jego oddechu.
-Len... Boisz się, prawda?
-I to bardzo! Będę tęsknić, nie boję się śmierć iż boję się utraty ciebie! Oparł czoło, o moje czoło- Ja... Ja się boję tej rozłąki... Ja Cię kocham... Nie wiem czy wytrzymam...
-Przestań... Zaraz znów wpadnę w ryk... To teraz ja... Trzymaj się tam, nie odchodź za daleko... Kocham Cię, posłucham się twoich rad, ale wiesz... Będzie ciężko... Ciężko mi będzie się bez ciebie uśmiechnąć... I nie wiem co powiedzieć... Na samą myśl ściska mnie w gardle...
-To nic nie mów... Przytulmy się, myślę że to najlepsze...
Zacisnęłam dłonie bardziej i zamknęłam spowrotem oczy. Bałam się straty, rozłąki. Na samą myśl ogarniała mnie jakby panika... Kolejny dźwięk tłocznego szkła rozbrzmiał wyraźnie, i kolejny i kolejny i kolejny... I kolejny, zaraz... To był inny ton, to była jakby porcelana... Obydwoje spojrzeliśmy pod siebie, pękło. Brąz, czyli ja pęknął! A to oznaczało... Że tak jak on umieram... Poczułam jakby szczęście i strach rozpoczęły długi powolny taniec w moim sercu tylko nie było wiadomo, kto prowadzi i nadaje krok.
-Len... Nawet śmierć nas nie rozłączy...- powiedziałam z uśmiechem na ustach, z trudem powstrzymując mnożące się łzy.
-Nawet nasze życia wygasną razem... Widocznie tak miało być... Ale to dobrze będziemy wiecznie razem.-odparł delikatnie i ciepło.- Nie umiemy trwać bez siebie.
-To prawda...
Ostatnie dosłownie dwie minuty przytulaliśmy się w dźwiękach tłuczonego szkła i porcelany. Niczego nie żałowałam. Naprawdę niczego. Byłam zadowolona z takiego a nie innego końca... Jednak szczęście przejęło prym w tym tańcu. Miałam tylko jego. Matka alkoholiczka zostawiła mnie wieki temu, czasem wolała o kasę, ale bez echa z mojej strony. Tato zmarł, broniąc mnie przed tym bapsztylem... Dzieciństwo po prostu miałam okropne... Jedna Wielka trauma, o której powoli zapomniałam. W pewnym momencie, wszystko zaczęło ciemnieć. Ostatnie bezdźwięczne "Kocham Cię", wypłynęło z naszych ust, po czym widziałam już tylko ciemność. Czy to koniec...? Nie przeszkadza mi to jeśli go spotkam, jeśli zobaczymy się raz jeszcze i usłyszymy się. Jeśli będziemy razem na wieki, to mogę umrzeć.
***
Otworzyłam lekko oczy, ujrzałam sufit szpitalny... Poruszyłam głową lekko na boki i zobaczyłam ile to kabelków we mnie nawtykali. Kroplówka, jedna druga, miernik tego, tamtego... Jednak żyje... co? Nie wiem co myśleć. Czy się cieszę, czy pochłania mnie smutek...
-Ri...n...- usłyszałam lekko szelest powietrza z prawej strony, wciąż osłabiona powoli przekręciłam głowę tamtą stronę.
Szok, osłupienie, szczęście. On żył. Ja też. Oby dwoje pod ogromną ilością aparatury, która w razie co przejmuje nasze funkcje życiowe. W maseczce tlenowej, trudno cokolwiek powiedzieć jednak spróbowałam.
-L...Le... Len...- na więcej mnie stać nie było. Ale, jakby to powiedzieć, jestem szczęśliwa jak cholera!
Powoli wyciągnął rękę w moją stronę, zrobiłam to samo, spletliśmy palce i zacisneliśmy je tak mocno jak było nam tylko dane. Oby dwoje uśmiechneliśmy się krucho, po czym nie spuszczaliśmy z siebie już oka... Happy End? Od dziś w wierzę w to puste zdanie, przepełnione tajemnicą. Kocham go, i dane nam jest zobaczyć się jeszcze raz, po śmierci w śnie.
~*~
Uwaga! Drugi One Shot opublikowany z pomocą apki Bloggera... wiecie... Nie ogarniam tego xD Ale i tak jestem coraz bliżej rozpoczęcia jakiejś serii opowiadań ^^ już niedługo więc czekajcie :D

wtorek, 7 lipca 2015

Cyrkowy śpiew ~One Shot~


"Jesteś potworem! Zniknij! Przepadnij!"
"Znów straszysz mi dzieciaka! Wynocha!"
Dlaczego te słowa, przechodzą mi przez myśl, gdy tylko coś zaświeci mi ostrym światłem prosto w oczy? Dlaczego...? Właśnie "Dlaczego?" ?
Dlaczego jestem?
Dlaczego żyję?
Dlaczego jeszcze mnie nie zabiliście?
Z wyglądu, jestem normalna. No, prawie. Mam ciemne włosy, dość długie, jak i grzywkę którą zawsze zasłaniam co najmniej pół twarzy. Czymś, przez co nazywano mnie potworem, był brak tęczówek i źrenic. Oczy miałam całe białe, to było powodem czemu nazywali mnie kiedyś potworem. Obecnie, podziwiają tego potwora.
Pewnego zimowego dnia, szłam drogą do domu, był on oddalony o kilka kilometrów od najbliższego sklepu. Nagle mój wzrok przykuł drogowskaz, na którym było napisane, prawdopodobnie przez dziecko: "Tylko pieśń cyrkowa ukarze twą twarz".
Powędrowałam wtedy w kierunku wskazanym przez znak. Za kilkoma drzewami pokazał się cyrkowy namiot. Typowy dobrze znany, czerwono-biały ogromny namiot. Zajrzałam do środka, ku mojemu zdziwieniu był on pełen.
-Zapraszamy! Wstęp jest darmowy!- ciepły i głęboki męski głos zaprosił mnie do środka.
Weszłam na samą górę i czekałam aż zacznie się "show". Na sam środek zostały wyprowadzone istoty, zakute w kajdany, a usta miały zaklejone. Dwoje, jakby katów zdjęło kajdany i założyło wtyczki do uszu. Niebieskowłosy, niby mężczyzna, oraz różowowłosa niby kobieta zaczęli śpiewać.
"Time is dead and gone
Show must go on
It's time for our act
They all scream at me..."
Wszyscy ludzie powoli zasypiali. Po skończeniu całej piosenki, potwory znów zostały spętane, a ich usta zaklejone. Kilkoro cyrkowców otoczyło mnie i zanim zdążyłam się zorientować, została ogłuszona. Obudziłam się w białej sali, jakiś mężczyzna w fartuchu i maseczce, prawdopodobnie stał i czekał na ten moment. Podciął mi gardło. Mój pisk ogarnął całe pomieszczenie, i polała się krew. Ku mojemu zdziwieniu, nie zmarłam. To było coś gorszego od śmierci. Po pewnym czasie znów straciłam przytomność. Obudziłam się, a moim oczom ukazała się para z występu, byliśmy w izolatce dźwiękoszczelnej. Mężczyzna szeptem powiedział:
-Współczujemy ci. Ten sam los spotkał nas...
Szybko omiotłam wtedy parę wzrokiem, mieliśmy dwie wspólne cechy. Jedną z nich był brak tęczówki i źrenicy. Drugim, czego wtedy jeszcze nie byłam świadoma były zielone rogi.
-C-co tu się dziej?- spytałam wtedy przerażona.
-Może zacznijmy od początku... - Kobieta przybliżyła się do mnie i rozpoczęła obszerną opowieść- Ten pokaz, był rodzajem testu. Nasze głosy, w tym twój teraz po przemianie, zabijają ludzi. Najmniejszy odgłos śpiewu zabija ich. Przeżyją to tylko osoby, które urodziły się tymi potworami, którymi jesteśmy... Nie dawno zabili trzeciego który a nami występował, więc postanowili poszukać kolejnej ofiary. Nie zważają na te życia które zniszczyli, a jest ich wiele. Kończąc opowiastkę jesteś skazana na wieczną tułaczkę w tym, cyrku. I nic, tego nie zmieni...
Słowa te dotarły do mnie dopiero po kilku dniach, siedziałam w rogu skulona, modląc się by był to tylko koszmar. Chłopak o lazurowych włosach, co noc, zdejmował swój płaszcz i przykrywał mnie nim, Dokładnie wiedzieli, przez co przechodziłam, co wtedy czuję. Gdy oswoiłam się z myślą że zostałam porwana, że naprawdę jestem potworem, poprosiłam by nauczyli mnie tej pięknej piosenki. Zrobili to z przyjemnością. Kilka najbliższych występów było spokojnych. Po każdym lecz dostawałam ataku paniki, byłam świadoma że zabijałam wtedy wielu niewinnych ludzi, i dzieci. Po kilkudziesięciu latach, cyrk został przejęty przez naukowców. Nasza trójka została wzięta do tajnego laboratorium. Wielu z nich zmarło... Zabijaliśmy ich, specjalnie, ze strachu, by przeżyć. by otworzyć oczy raz jeszcze. Po około dwóch tygodniach, zorientowali się. Wycieli nasze struny głosowe. Niewiele to dało bo po kilku dniach znów rozległ się nasz morderczy głos. Spróbowali z językiem, deformacją gardła... Wszystko miało ten sam skutek, po kilku dniach wszystko wracało do stanu przed zabiegiem i znów śpiewaliśmy. Pewnego dnia, wzięli mnie na kolejne badanie, by przysporzyć mi kolejnych ran. Zszyli mi wtedy powieki, tak bym nie mogła ich otworzyć. Drażnili oczy ostrym skupionym światłem. Po całym dniu tortur, znów mogłam otworzyć... Oczodoły. Zabrali mi je, coś co dawało mi skarb, którym były kolory. Mój świat stał się czernią. Pozostała dwójka straciła węch. Zamknięci w klatce śpiewaliśmy by odzyskać część tych barw. Gdy czegoś chciałam, pomagali mi. Czy to wstać, czy to usiać, czy to złapać ich za rękę. Wszystko wtedy było dla mnie ogromnym problemem. Błogosławieństwem okazały się sny. Budziłam się tam na łące i otaczały mnie najróżniejsze kwiaty, o wszystkich możliwych kolorach. Niebo, było nocne, ale nietypowe. Głęboki granat, rozdzierały dwie smugi; pomarańczu i czerwieni. Jedna nadchodziła z północy, druga z południa. Całą tę estakadę kolorów wzbogacały miliardy gwiazd, migoczących czystą bielą.
 "Czym ja właściwie jestem?"
"Dlaczego dostałam pozwolenie by istnieć?"
Te myśli, nigdy nie były przerwane. Zawsze budziłam się po tych słowach widząc ciemność.
-Cyrkowe monstrum, kod 03 - to ja- sala pierwsza. Cyrkowe monstrum, kod 01 sala druga. Cyrkowe monstrum kod 02 sala trzecia. Dziś całkowite tasowanie, możecie sobie pośpiewać na do widzenia, za 10 minut po was przyjdą.- oznajmił szyderczy głos, który tylko pogłębił widziana przeze mnie czerń.
-Myśląc porządnie- wyszeptałam cicho- nie badali jeszcze tylko rogów... Może to nas zabić.
Chłopak i dziewczyna w odpowiedzi rozpoczęli śpiew, dołączyłam po chwili. Siedzieliśmy obok siebie i śpiewaliśmy. Zabrali nas. tym razem, o dziwo zostałam wprowadzona w narkozę. Obudziłam się w moim ukochanym śnie. Lecz dla odmiany nie byłam sama. Była ze mną para do której dołączyłam bóg wie ile lat temu.
-Tak wyglądaliśmy przed... Przed tym zdarzeniem!- stwierdziła rózowowłosa.
Zgodziliśmy się z nią, był to zły znak, ale cieszyliśmy się. Wiedzieliśmy, że to prawdopodobnie koniec, koniec żywota, koniec potwora, koniec śmiercionośnej pieśni. 

 "Czym my właściwie jesteśmy?"
"Dlaczego dostaliśmy pozwolenie by istnieć?"
Rozbrzmiały trzy dzwonkowe głosy, wprost z nieba. Zatrzymaliśmy się, cała zabawa która trwała, została zatrzymana dwoma zdaniami, wypowiedziane przez nasze głosy.
"A więc to koniec waszej nieudolnej tułaczki. Mieliście pokazać ludziom jak bardzo kruchymi są istotami, jak bardzo niewdzięcznymi i dumnymi. Sprawy przybrały nieco gorszy obrót niż przewidywałem. Chciałbym wam to wynagrodzić więc..."- powiedział basowy ciepły męski głos.
"Spotkacie się jeszcze raz..."
Wyszeptała cicho i szybko mała dziewczynka. Wszystko stało się bielą, a my rozpłynęliśmy się w niej, nasz ostatni śpiew utrzymał się trochę dłużej, po czym stopniowo zamilkł.
~***~
Dziękuję wam bardzo ze przeczytanie tych skrobałek >^<
Postanowiłam założyć tego bloga, ponieważ wiele, wiele osób powtarzało mi że mam do tego talent...
Poproszę o zostawienie opini, będzie to dla mnie niezwykle ważne :D
Ten one shot jest inspirowany na piosence "Cirus Monster" Megurine Luki.
Choć ja jak to pisałam słuchałam coveru Silvera i Mii *u* Jest on piękny, i niepowtarzalny.
Dziękuję że tu zajrzałeś! :D